[...]
Fala promieniującego
odrętwieniem na całe ciało przerażenia nasilała się wraz z tym,
jak czarna substancja oplatała go coraz szczelniej. Starał się
walczyć, czuł jednak, że niewiele może zrobić wobec potęgi,
jaką zaprezentował Fons. Złość na samego siebie wstąpiła
niespodziewanie w Ymgraela, gdy zdał sobie sprawę z tego, jak
bardzo nie docenił tej istoty.
Gdy magiczne emanacje Kahyssa oraz Nerany zostały wchłonięte przez tę lepką maź wydobywającą
się z kulistej istoty o wielu oczach, będącej w tej chwili
uosobieniem Fonsa, Ymgrael był pewny, że czeka go ten sam los. Choć
fizycznie ich ciała były bezpieczne wewnątrz sali tronowej pałacu
w Erji-Nubba, schwytanie w ten sposób umysłów Fantasmagoryków
mogło skończyć się dla nich bardzo źle. Ymgrael z trwogą
patrzył, jak w miejscach, w których jeszcze przed chwilą byli jego
towarzysze, wypiętrzenia czarnej substancji oplatającej ich ciała
zapadały się, zupełnie jakby Kahyss i Nerana zostali wciągnięci
pod ziemię, albo rozpuszczeni wewnątrz tego, co ich schwytało. W
umyśle śpiącej osoby, wewnątrz snu, czy raczej koszmaru, oba te
warianty były możliwe.
I wtedy nastąpiło coś, co
zmroziło Ymgraela jeszcze bardziej. Gdy już zaczynał godzić się
z własną bezsilnością i tym, że zaraz podzieli los Kahyssa i
Nerany, czarna substancja wycofała się. Zelżał nacisk na klatkę
piersiową, ramiona i dłonie zostały uwolnione, w reszcie też i
nogi odzyskały pełnię możliwości ruchowych. Cała maź zaczęła
szybko powracać w stronę kulistego monstrum, a gdy tylko zniknęła
w jej wnętrzu, ta znów zniżyła się, niespodziewanie patrząc
wszystkimi gałkami ocznymi na Ymgraela.
Akolita stał bez ruchu, czekając
co zrobi Fons. Nagle oślepił go gwałtowny błysk. Gdy tylko oczy
duchowej emanacji Ymgraela odzyskały sprawność dostrzegł on, że
zamiast groteskowej kuli stoi przed nim człowiek, do złudzenia
przypominający seniora rodu Acciante, Alfreda. Fons już wcześniej
podszywał się pod inne osoby, gdy rozmawiał z Ymgraelem, dlatego
akolita nie dał się tym razem zmylić.
– Bardzo się gniewasz za to małe
przedstawienie? Nie chciałem, by się zorientowali, że coś nas
łączy, robalu – Fons przemówił głosem Alfreda.
Ymgrael spojrzał na niego spod
zmrużonych bezwiednie powiek.
– Co zrobiłeś z Neraną i
Kahyssem? - akolita odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Nic szczególnego – twarz
Alfreda Acciante wykrzywił grymas nieszczerego uśmiechu. - Ich
umysły są uwięzione. Wydaje im się, że wciąż spadają w
bezdenną przepaść, niczego nie widząc i niczego nie słysząc.
Ymgrael uśmiechnął się pod
nosem półgębkiem, nie spuszczając rozmówcy z oczu.
– Kahyss się uwolni, to tylko
kwestia czasu – powiedział.
Fons w odpowiedzi zaśmiał się
głośno, jednocześnie przybierając wygląd Hamala Kahyssa. Mimo że
Ymgrael zdążył już przywyknąć do tych metamorfoz salmarna, za
każdym razem czuł się nieswojo, mając świadomość, że rozmawia
wciąż z tą samą osobą, lecz widzi co chwilę inną.
– Proszę cię, to nawet nie jest
śmieszne! - rzekł Fons przecząc własnej reakcji. - Wy,
śmiertelnicy, jesteście potwornie nieudolni w korzystaniu z magii.
Tylko łącząc siły wielu, jesteście w stanie zdziałać coś
więcej. Twoi znajomi pozostaną uwięzieni dopóki ja ich nie
wypuszczę!
– Są wśród nas jednostki
wyróżniające się potęgą.
– I pewnie uważasz się za jedną
z takich osóbek? - Fons zrobił kpiąca minę. - Niestety, mylisz
się, robalu. Może i na wasze standardy niektórzy śmiertelni
lepiej władają magią od innych. Ale przy istotach takich, jak mój
ojczulek, jesteście żałośni. A ty nie wyróżniasz się siłą
magii snu nawet spośród swoich. Ten cały Kahyss tym bardziej. A
dziewczyna? - salmarn przewrócił oczami.
Ymgrael obserwował Fonsa
przechadzającego się powoli przed nim i prowadzącego swój wywód.
Nie widział powodu, dla którego salmarn miałby z nim o tym
rozmawiać. Nawet pycha i brak szacunku dla istot śmiertelnych, nie
tłumaczyły trudu, jaki Fons wkładał w to, aby uzmysłowić
Ymgraelowi jak słaby jest w jego oczach. Akolita uznał więc, że
zamiast czekać, aż ten sam w zawoalowany sposób wszystko wyjaśni,
lepiej będzie postawić na bezpośredniość.
– Po co mi to wszystko mówisz,
Fonsie? Masz rację, Kahyss i Nerana nie są dla ciebie zagrożeniem.
Zrobiłeś straszne rzeczy mojej kuzynce. Nawet teraz, gdy
przebywamy w jej pozbawionym przytomności umyśle, wyczuwam jak
bardzo umęczony ma organizm. I nic nie mogę z tym zrobić, jesteś
dla mnie zbyt potężny. Czego więc chcesz? Po co to wszystko?
Mógłbyś z łatwością mnie zabić. Jaki masz cel?
– O właśnie! Trafiłeś w samo
sedno! Cel! - Fons pod postacią Kahyssa zaklaskał.
Salmarn podszedł powoli do
Ymgraela, zatrzymując się dopiero na wprost. Gdy ich twarze
dzieliła odległość zaledwie kilkudziesięciu centymetrów, Fons
przybrał postać Ymgraela.
– Przyjrzyj mi się. Co widzisz? -
rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Ymgrael przymrużył oczy i
ściągnął brwi, patrząc na własną twarz. Zanim zdecydował się
odpowiedzieć, wodził po niej przez chwile wzrokiem.
– Ciekawość. Ambicje. Siebie.
– Możesz mieć co do tego inne
zdanie, ale sporo nas łączy. Nie mogę więc tak po prostu cię
zabić. Jest lepsze wyjście z tej sytuacji. - Fons tym razem nie
uśmiechał się.
– Nie jesteśmy podobni. Nigdy nie
skrzywdziłbym niewinnego dla własnej korzyści – Ymgrael
zaprotestował. Cicho, ale stanowczo, bez zbędnych emocji.
Fons delikatnie uśmiechnął
się, przekrzywiając głowę na prawo.
– To się jeszcze okaże,
człowieku. A tymczasem pozwól, że powiem ci coś o sobie. Może,
gdy już usłyszysz całą prawdę, spojrzysz na to wszystko z innej
perspektywy. A może jednak okażesz się krótkowzrocznym głupcem,
jak inne śmiertelne robale. Słuchaj uważnie, bo nienawidzę
dwukrotnie w krótkim czasie wyjawiać prawdy. To nudne. Właśnie,
nudne...
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz