2017-12-30

Rozdział 5 / 9

[...]
– Jest tylko jeden problem, którego zdaje się nie dostrzegać nikt z tu obecnych – powiedział Ymgrael, zanim ktokolwiek zdążył zareagować na słowa hrabiego Acciante, po których zapadła krótka, ale pełna napięcia cisza.
Wszyscy zgromadzeni zdawali sobie sprawę, że sytuacja jest niezwykle trudna, nie tylko z perspektywy rodu posądzanego o sprowadzenie tylu nieszczęść na księżniczkę Pygraelę, a być może i przyłożenie ręki do śpiączki księcia Verngraela. Znaczne komplikacje występowały również po stronie Księżnej, odpowiedzialnej w tej sytuacji za decyzje o podłożu prawnym. Acciante byli powszechnie lubiani na dworze, ciesząc się renomą szlachetnego i honorowego rodu. Cień jaki na nich rzucały zwykłe domniemania winy były niczym, w porównaniu z tym, co miałoby miejsce, gdyby podjęto w ich sprawie błędną - lub co gorsza popartą niedbale zebranymi dowodami - decyzją.
– Wskazanie jednoznacznie winnego tej zbrodni jest sprawą drugorzędną. Najważniejsze teraz jest życie i zdrowie Pygraeli – stanowczo, ale ze spokojem rzekł Ymgrael, patrząc po twarzach, na większości których pojawiła się aprobata.

– Z całym szacunkiem, miłościwa pani, ale akolita Ymgrael ma rację – wtrącił się Mistrz Kahyss. Niczyjej uwadze nie uszło to, że milczał przez ostatnie kilka minut, pozwalając zabierać głos swoim podopiecznym. - Priorytetem jest teraz uwolnienie księżniczki spod wpływu tego zmodyfikowanego magicznie salmarna.
– I nie powinniśmy czekać z tym ani chwili. Pygraelo, w każdej chwili twój stan może się pogorszyć. Choć teraz czujesz się lepiej niż przez wiele ostatnich dni, obawiam się, że możesz nie przetrzymać, jeżeli salmarn znów zaatakuje. Twój organizm jest wycieńczony skrajnym brakiem snu i ciągłym stresem. To go dosłownie zatruwa. Musimy działać teraz, jeszcze w czasie pobytu w tej sali, by mieć pewność, że nie zdarzy się tragedia – Ymgrael wyjaśnił tym samym tonem co wcześniej.
Przez salę przemknął pomruk ściszonych rozmów. Młody akolita czekał na reakcję Pygraeli, w międzyczasie obserwując pozostałych. Hrabia Acciante stał wyprostowany, z nieprzeniknioną miną oczekując rozwoju sytuacji. Jego syn Roderyk drżał, po części ze złości, po części ze strachu, tym samym utwierdzając Ymgraela w osądzie, że najpewniej faktycznie wszedł w posiadanie wisioru z rdzeniem salmarna, nie wiedząc czym jest ten przedmiot. Akolicie coraz bardziej prawdopodobne wydawało się, że za wszystkim stać mógł ten spokojny i opanowany mężczyzna, cieszący się powszechnym uznaniem i szacunkiem – hrabia Alfred Acciante, ojciec Roderyka.
Nerana stała nieopodal, z wyrazem oburzenia na twarzy, milczała jednak czekając na decyzję. Kahyss ściągnął brwi, myśląc nad czymś gorączkowo, podobnie jak Księżna oraz wyraźnie rozgniewany, ale powstrzymujący emocje od zbytniego uzewnętrzniania, książę Gisgrael. Analizując sytuację, rzucał niespokojne spojrzenia po twarzach obecnych, na niektórych, w tym na Ymgraelu oraz członkach rodu Acciante, zatrzymując wzrok na dłużej. Pygraela zaś spuściła głowę, skrywając twarz w swych pięknych włosach. Dopiero po krótkiej chwili, w czasie której uwaga większości osób skupiła się właśnie na pokrzywdzonej księżniczce i jej cichym szlochu, odezwała się łamanym głosem.
– Boję się...
Ymgrael poczuł lód w żołądku, i ściskające gardło zaskoczenie w jego mrocznym wydaniu. Dopiero po krótkiej chwili w pełni zrozumiał co właściwie poczuł. Trwoga w głosie jego kuzynki była dojmująca, lecz nie ona tak wstrząsnęła akolitą. Niemal w tym samym momencie, w którym Pygraela z trudem wyraziła swój strach, Ymgrael wyczuł obecność Fonsa w swoim umyśle. Dawny salmarn dał się odczuć mężczyźnie, do tej pory najwyraźniej maskując się w sobie tylko wiadomy sposób. Wysłał ku akolicie zaledwie jedną myśl, lecz wyrażającą wystarczająco wiele, by zasiać lęk w sercu Ymgraela:
– Nie zdradź mnie, robalu! – gniewne słowa Fonsa pobrzmiewały akolicie jeszcze przez chwilę w głowie. Nim zdążył mu odpowiedzieć we własnych myślach, Pygraela znów się odezwała:
– Nie chcę, by ktoś poza Ymgim wchodził w moje sny – rzekła z drżeniem w głosie, pozbawionym sił.
Słowa te wywołały lekkie poruszenie i zaskoczenie. Po chwili Kahyss zaoponował, czyniąc to najbardziej taktownie jak potrafił:
– Księżniczko, Ymgrael mimo swoich niezaprzeczalnych zdolności i ponadprzeciętnej wiedzy, wciąż jest akolitą. Nie powinnaś zawierzać swojego życia tylko w ręce...
– Nie mam już siły. Nie chcę znów przez to przechodzić...
– Szlachetna Pygraelo, rozumiem twoje obawy, jednak... - Kahyss nie dawał za wygraną.
– Im częściej próbowano mi pomóc, tym bardziej się pogarszało. Chcę by to się już skończyło. Tylko Ymgi dał mi trochę ulgi. Ufam, że to powtórzy – Pygraela niespodziewanie odzyskała odrobinę nadziei, wciąż zmęczonym, ale pełnym ufności wzrokiem patrząc na kuzyna. Widać było, że wkłada najwyższy wysiłek, by zachować choć szczątki dworskiej etykiety.
Ymgrael poczuł nieprzyjemny dreszcz na ciele, mając wrażenie, że Pygraela nagle zaczęła wyglądać na bardziej zmęczoną, niż jeszcze kilkadziesiąt minut temu. Nie łam umowy salmarnie, w swym umyśle niemal wykrzyczał akolita. Fons jednak złośliwie milczał, nie dając żadnego znaku, że usłyszał rozpaczliwą myśl Ymgraela.
– Księżniczko, mimo wszystko proponowałbym... - słowa Kahyssa odwróciły uwagę akolity od prób mentalnego kontkatu z salmarnem.
– Mistrzu Hamalu Kahyss – cichym, ale pełnym irytacji głosem odezwał się w końcu Gisgrael. Ojciec Pygreali patrzył z wysoka na Kahyssa, rzucając mu nietypowo nieprzyjazne jak na niego spojrzenie. - Jeżeli moja córka powiedziała, że nie chce pańskiej pomocy, a prosi o nią jedynie księcia, tudzież akolitę Ymgraela Jaaranoha, to jej wola powinna zostać uszanowana.
– Słabo mi... - Pygraela niemal wyszeptała, osuwając się z siedziska na podłogę. Jej twarz zniknęła pośród fal jej własnych włosów.
Znajdujący się najbliżej księżniczki rzucili się na pomoc; w sali zapanował nagły chaos. Ymgrael, wiedząc dobrze, że nie ma już czasu, ruszył zdecydowanym krokiem w stronę nieprzytomnej już kuzynki. Czuł krew pulsująca mu w skroniach, słyszał bicie własnego serca. Zignorował całkowicie wołającego go Kahyssa i przekleństwa Nerany, biegnącej już ku Pygraeli. Znów wyczuwając obecność Fonsa i będąc jeszcze w drodze, zaczął składać nieme inkantacje, mające wprowadzić go w stan pozwalający wejść do umysłu Pygraeli. Pragnął tylko, by nie było za późno. By zobaczyć Pygę raz jeszcze zdrową i radosną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz