[...]
– Jest tylko jeden problem,
którego zdaje się nie dostrzegać nikt z tu obecnych –
powiedział Ymgrael, zanim ktokolwiek zdążył zareagować na słowa
hrabiego Acciante, po których zapadła krótka, ale pełna napięcia
cisza.
Wszyscy zgromadzeni zdawali sobie
sprawę, że sytuacja jest niezwykle trudna, nie tylko z perspektywy
rodu posądzanego o sprowadzenie tylu nieszczęść na księżniczkę
Pygraelę, a być może i przyłożenie ręki do śpiączki księcia
Verngraela. Znaczne komplikacje występowały również po stronie
Księżnej, odpowiedzialnej w tej sytuacji za decyzje o podłożu
prawnym. Acciante byli powszechnie lubiani na dworze, ciesząc się
renomą szlachetnego i honorowego rodu. Cień jaki na nich rzucały
zwykłe domniemania winy były niczym, w porównaniu z tym, co
miałoby miejsce, gdyby podjęto w ich sprawie błędną - lub co
gorsza popartą niedbale zebranymi dowodami - decyzją.
– Z całym szacunkiem, miłościwa
pani, ale akolita Ymgrael ma rację – wtrącił się Mistrz
Kahyss. Niczyjej uwadze nie uszło to, że milczał przez ostatnie
kilka minut, pozwalając zabierać głos swoim podopiecznym. -
Priorytetem jest teraz uwolnienie księżniczki spod wpływu tego
zmodyfikowanego magicznie salmarna.
– I nie powinniśmy czekać z tym
ani chwili. Pygraelo, w każdej chwili twój stan może się
pogorszyć. Choć teraz czujesz się lepiej niż przez wiele
ostatnich dni, obawiam się, że możesz nie przetrzymać, jeżeli
salmarn znów zaatakuje. Twój organizm jest wycieńczony skrajnym
brakiem snu i ciągłym stresem. To go dosłownie zatruwa. Musimy
działać teraz, jeszcze w czasie pobytu w tej sali, by mieć
pewność, że nie zdarzy się tragedia – Ymgrael wyjaśnił tym
samym tonem co wcześniej.
Przez salę przemknął pomruk
ściszonych rozmów. Młody akolita czekał na reakcję Pygraeli, w
międzyczasie obserwując pozostałych. Hrabia Acciante stał
wyprostowany, z nieprzeniknioną miną oczekując rozwoju sytuacji.
Jego syn Roderyk drżał, po części ze złości, po części ze
strachu, tym samym utwierdzając Ymgraela w osądzie, że najpewniej
faktycznie wszedł w posiadanie wisioru z rdzeniem salmarna, nie
wiedząc czym jest ten przedmiot. Akolicie coraz bardziej
prawdopodobne wydawało się, że za wszystkim stać mógł ten
spokojny i opanowany mężczyzna, cieszący się powszechnym uznaniem
i szacunkiem – hrabia Alfred Acciante, ojciec Roderyka.
Nerana stała nieopodal, z
wyrazem oburzenia na twarzy, milczała jednak czekając na decyzję.
Kahyss ściągnął brwi, myśląc nad czymś gorączkowo, podobnie
jak Księżna oraz wyraźnie rozgniewany, ale powstrzymujący emocje od
zbytniego uzewnętrzniania, książę Gisgrael. Analizując sytuację,
rzucał niespokojne spojrzenia po twarzach obecnych, na niektórych,
w tym na Ymgraelu oraz członkach rodu Acciante, zatrzymując wzrok
na dłużej. Pygraela zaś spuściła głowę, skrywając twarz w
swych pięknych włosach. Dopiero po krótkiej chwili, w czasie
której uwaga większości osób skupiła się właśnie na
pokrzywdzonej księżniczce i jej cichym szlochu, odezwała się
łamanym głosem.
– Boję się...
Ymgrael poczuł lód w żołądku,
i ściskające gardło zaskoczenie w jego mrocznym wydaniu. Dopiero
po krótkiej chwili w pełni zrozumiał co właściwie poczuł.
Trwoga w głosie jego kuzynki była dojmująca, lecz nie ona tak
wstrząsnęła akolitą. Niemal w tym samym momencie, w którym
Pygraela z trudem wyraziła swój strach, Ymgrael wyczuł
obecność Fonsa w swoim umyśle. Dawny salmarn dał się odczuć
mężczyźnie, do tej pory najwyraźniej maskując się w sobie tylko
wiadomy sposób. Wysłał ku akolicie zaledwie jedną myśl, lecz
wyrażającą wystarczająco wiele, by zasiać lęk w sercu Ymgraela:
– Nie
zdradź mnie, robalu!
– gniewne słowa Fonsa pobrzmiewały akolicie jeszcze przez chwilę
w głowie. Nim zdążył mu odpowiedzieć we własnych myślach,
Pygraela znów się odezwała:
– Nie chcę, by ktoś poza Ymgim
wchodził w moje sny – rzekła z drżeniem w głosie, pozbawionym sił.
Słowa te wywołały lekkie
poruszenie i zaskoczenie. Po chwili Kahyss zaoponował, czyniąc to najbardziej taktownie jak
potrafił:
– Księżniczko, Ymgrael mimo
swoich niezaprzeczalnych zdolności i ponadprzeciętnej wiedzy,
wciąż jest akolitą. Nie powinnaś zawierzać swojego życia tylko
w ręce...
– Nie mam już siły. Nie chcę
znów przez to przechodzić...
– Szlachetna Pygraelo, rozumiem
twoje obawy, jednak... - Kahyss nie dawał za wygraną.
– Im częściej próbowano mi
pomóc, tym bardziej się pogarszało. Chcę by to się już
skończyło. Tylko Ymgi dał mi trochę ulgi. Ufam, że to powtórzy
– Pygraela niespodziewanie odzyskała odrobinę nadziei, wciąż
zmęczonym, ale pełnym ufności wzrokiem patrząc na kuzyna. Widać
było, że wkłada najwyższy wysiłek, by zachować choć szczątki dworskiej etykiety.
Ymgrael
poczuł nieprzyjemny dreszcz na ciele, mając wrażenie, że Pygraela
nagle zaczęła wyglądać na bardziej zmęczoną, niż jeszcze
kilkadziesiąt minut temu. Nie
łam umowy salmarnie,
w swym umyśle niemal wykrzyczał akolita. Fons jednak złośliwie
milczał, nie dając żadnego znaku, że usłyszał rozpaczliwą myśl
Ymgraela.
– Księżniczko, mimo wszystko
proponowałbym... - słowa Kahyssa odwróciły uwagę akolity od
prób mentalnego kontkatu z salmarnem.
– Mistrzu Hamalu Kahyss –
cichym, ale pełnym irytacji głosem odezwał się w końcu
Gisgrael. Ojciec Pygreali patrzył z wysoka na Kahyssa, rzucając mu
nietypowo nieprzyjazne jak na niego spojrzenie. - Jeżeli moja córka
powiedziała, że nie chce pańskiej pomocy, a prosi o nią jedynie
księcia, tudzież akolitę Ymgraela Jaaranoha, to jej wola powinna
zostać uszanowana.
– Słabo mi... - Pygraela niemal
wyszeptała, osuwając się z siedziska na podłogę. Jej twarz zniknęła pośród fal jej własnych włosów.
Znajdujący się najbliżej księżniczki rzucili się na pomoc; w sali zapanował nagły chaos. Ymgrael,
wiedząc dobrze, że nie ma już czasu, ruszył zdecydowanym krokiem
w stronę nieprzytomnej już kuzynki. Czuł krew pulsująca mu w
skroniach, słyszał bicie własnego serca. Zignorował całkowicie
wołającego go Kahyssa i przekleństwa Nerany, biegnącej już ku
Pygraeli. Znów wyczuwając obecność Fonsa i będąc jeszcze w
drodze, zaczął składać nieme inkantacje, mające wprowadzić go
w stan pozwalający wejść do umysłu Pygraeli. Pragnął tylko, by
nie było za późno. By zobaczyć Pygę raz jeszcze zdrową i
radosną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz