[...]
– To ma być wytłumaczenie?! -
gniewny głos Nerany rozszedł się echem po sali tronowej.
Spojrzenia wszystkich jak na
zawołanie skierowały się na akolitkę, która teraz wystąpiła
kilka kroków do przodu, zmniejszając dystans do członków rodu
Acciante.
– Słabo znam zwyczaje panujące w
tym księstwie, ale wiem jak żyją ci wszyscy szlachetkowie z
Królestwa. Z wami jest podobnie – Nerana stanęła z uniesioną
głową, podpierając się pod bokami. Nie była to poza stosowna do
sytuacji, ani nawet do jej pozycji względem reszty zebranych, mimo
to Ymgrael odczuł respekt wobec przyjaciółki za jej odwagę.
– Wżeniacie się w bogate
rodziny, chełpicie się tym jakie kto ma plecy, a wszystko to po
co? Przecież nie dla pieniędzy, większości z was starczyłoby
ich na kilka pokoleń rozpustnego życia!
– Nie od dziś wiadomo, że bogate
osoby bardzo często chcą też mieć władzę, poszerzać wpływy –
wtrącił się Ymgrael, domyślając się, do czego dąży Nerana.
– Nie jest to oznaką arogancji
ani potwarzą dla żadnego ze znamienitych rodów, a jedynie
stwierdzeniem faktu – dyplomatycznie odpowiedział hrabia
Acciante.
– A czy nie jest tak, że
największym przegranym jest zawsze ten na drugim miejscu? Przecież
ma tak niewiele do szczytu! To zwykle przyprawia o szeroko rozumiany
ból dupy, a łącznie z całą to waszą arogancko-burżuazyjną
postawą może dać taki efekt, jaki właśnie obserwujemy – Nerana
wpatrywała się ze złością w hrabiego.
Cichy pomruk przemknął po
zgromadzonych. Ymgrael widział, że większość z nich jednocześnie
jest oburzona językiem i tupetem Nerany, ale w gruncie rzeczy
dostrzegają zasadność jej tezy. Ośmielił się delikatnie
uśmiechnąć, jednak zaraz poczuł nieprzyjemny dreszcz na ciele,
gdy zorientował się, co właśnie miało miejsce nieopodal niego.
Jego matka, Księżna Mevgraela, powstała z tronu. Czyniła to na
tyle rzadko podczas takich okoliczności, by w połączeniu z rumieniem wstępującym na jej twarz
wywołanym powstrzymywanym gniewem, zaniepokoiło chyba wszystkich obecnych.
Ymgrael zadrżał na myśl, że Nerana będzie musiała teraz
odpowiedzieć za swoją odwagę i bezpośredniość.
– Hrabio, zapytam wprost – głos
Mevgraeli Jaaranoh ciął powietrze niczym ostrze sztyletu. - Czy
twój ród ma coś wspólnego z obecnym stanem księcia Verngraela?!
Ymgrael poczuł nagły napływ
całej gamy emocji. Najpierw uderzyło go to, że sam wcześniej
nawet nie pomyślał, że sprawa Pygraeli i śpiączka Verngraela
mogą być powiązane. Do tej pory za bardzo się skupił na pomocy
kuzynce, by połączyć to ze stanem brata. Gdy tylko zdał sobie
sprawę, że jest to możliwe, ogarnął go szczery gniew na
hrabiego. Już wcześniej osobiście podchodził do sprawy, jednak
teraz wkraczało to na zupełnie inny wymiar. Ostatkiem opanowanego
przez emocje rozsądku zdołał powstrzymać się przed jakąkolwiek
reakcją i zmusił do postrzegania rodu Acciante jedynie jako
podejrzanych. Dopóki nie udowodni im się winy, musiał zachować
powściągliwość. Mevgraela Jaaranoh zdawała się uważać tak
samo jak jej syn, a jej powstanie z tronu było jedynie oznaką tego,
że w pierwszej chwili uległa emocjom.
Po słowach Księżnej zapadła
pełna napięcia cisza. Pytanie wyraźnie zmroziło Alfreda Acciante.
Doświadczenie życiowe i powracające opanowanie sprawiły, że
zanim znów się odezwał, wziął głęboki wdech, po czym z wolna
wypuścił powietrze.
– Miłościwa pani... - hrabia
przemówił ciszej niż wcześniej, jednak jego głos niósł się
po najdalszych zakamarkach sali tronowej niesiony nienaturalną
ciszą pośród zebranych. - Klnę się na honor mojego rodu i na
dobre imię przodków, że ani ja, ani żaden inny Acciante o jakim
bym wiedział, nie podniósł nigdy ręki na księżniczkę
Pygraelę, ani na księcia Verngraela. Zawsze byliśmy wierni
Jaaranohom i tak pozostanie, dopóki jestem seniorem naszego rodu.
– Mimo wszystko ta teoria ma sens
– Ymgrael odezwał się z ledwo wyczuwalnym drżeniem głosu. -
Mój starszy brat, bezpośredni następca tronu, jest w śpiączce wywołanej
magią. W związku z tym obecnie prawowitym dziedzicem jestem ja,
jednak ukończenie pobierania nauk w Kolektywie Fantasmagoryków i
stanie się jednym z Mistrzów, automatycznie przekreśli moje prawa
do tronu, zgodnie z obowiązującym prawem.
Wszyscy uważnie słuchali
Ymgraela, mimo że doskonale zdawali sobie sprawę z rzeczy, o
których mówił. Czym innym było wiedzieć to, a czym innym
usłyszeć w kontekście tego, co rozgrywało się na ich oczach.
– Książę Gisgreal nie może
dziedziczyć tronu po mojej matce, z racji tego, że jest jej
bratem. To również jasno określa prawo. W takim razie, gdy ja
utracę prawa do tronu, następna w kolejności jest zaatakowana
przy pomocy magicznej istoty księżniczka Pygraela, w chwili
naszego przybycia będąca na granicy wytrzymałości fizycznej.
Nawet teraz, mimo poprawy sytuacji, jej stan jest bardzo poważny.
Gdyby zmarła, jedynym Jaaranohem z prawami do tronu byłby młody
książę Kangrael. Gdyby i jemu przydarzył się wypadek, a wkrótce
później coś przytrafiłoby się mojej matce, nie byłoby już
Jaaranohów z dziedzicznym prawem do tronu. Dalsza rodzina jest od
tego odcięta, zgodnie z obowiązującym prawem. A wówczas odbyłyby
się pierwsze od bardzo dawna wybory elekcyjne rodu panującego.
Wybory, które Acciante niemal na pewno by wygrali. Takie są fakty,
hrabio. Oczywiście to samo w sobie nie obciąża was winą. Ale
rdzeń salmarna, będący ubiegłego wieczoru w posiadaniu
wicehrabiego Roderyka już tak.
Na sali w dalszym ciągu panowała
cisza. Jeżeli teoria wysnuta przez Neranę, a dalej pociągnięta
przez księżną i Ymgraela okazałaby się prawdziwa, oznaczałoby
to coś na miarę zamachu stanu.
– Niezmiernie ubolewam nad stanem
twojego brata, książę – Alfred Acciante zwrócił się
bezpośrednio do Ymgralea, zamilkł na chwilę, po czym znów
spojrzał na Księżną. - Pani, nie potrafię podać innego
wyjaśnienia, dlaczego ów rdzeń znalazł się w posiadaniu mego
syna, niż to, o którym mówiłem wcześniej. Uważam, że ktoś
usiłuje zrzucić na nas winę, wspierając się tym, o czym mówił
przed chwilą książę Ymgrael. W trosce o dobre imię mego rodu i
na znak niezachwianej lojalności wobec ciebie, moja pani, ja i
pozostali Acciante poddadzą się każdej niezbędnej kontroli i
zastosują do wszystkich poleceń, jakie w tej sprawie zostaną
wydane. Proszę jedynie o poszanowanie naszego honoru i traktowanie
zgodnie szacunkiem, na jaki zasługujemy.
Uległość Alfreda mogła być
jedynie zasłoną dymną, mającą oszukać czujność Księżnej i
pozostałych zainteresowanych, lecz mogła także być szczera.
Ymgrael nie wiedział, jaka jest prawda. Pewny był jednak czego
innego. Niezależnie od tego, co zdecyduje jego matka i jak długo
potrwa zbieranie dowodów obciążających lub uniewinniających
Acciante, trzeba było rozwiązać sprawę Pygraeli. Akolita co
prawda miał kruchy sojusz z nękającą jego kuzynkę istotą,
będącą dawniej salmarnem, jednak byt ten imieniem Fons, nie był
godny zaufania. W każdej chwili mógł zerwać porozumienie i swymi
działaniami doprowadzić do śmierci Pygraeli. Z niezachwianą
determinacją by uratować kuzynkę, Ymgrael spojrzał najpierw w jej
kierunku, a następnie na swą matkę. Wiedział, że życie
księżniczki zależy w dużej mierze od tej chwili. I tego, co teraz
powie.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz