[...]
Mijały kolejne sekundy,
sprawiając wrażenie zamienionych jakąś tajemną siłą w minuty.
Oczekiwanie wydawało się Ymgraelowi nieznośne, choć doskonale
wiedział, że wszyscy obecni w sali tronowej potrzebują chwili na
przemyślenie tego, co im powiedział. Cieszył się, że zgodnie z
dworską etykietą nie przerywano mu. A było to na pewno bardzo
trudne do osiągnięcia, zważywszy na treść komunikatu i osobiste
podejście każdego z obecnych.
Oprócz Ymgraela, Kahyssa i
Nerany, w zdobionej sali tronowej znajdowało się tylko kilka osób.
Wszyscy, poza przedstawicielami Kolektywu Fantasmagoryków, nosili
znamiona wczorajszej uczty. Bladość twarz i trudności w skupieniu
jasno wskazywały, że wspomnienie bogactwa trunków podczas
przyjęcia nie było wystarczająco dalekie. Ymgrael zdecydował jednak, że
nie można dłużej czekać. Skacowani, ale w gruncie rzeczy trzeźwi
zainteresowani, powinni mieć dosyć władz umysłowych, by zrozumieć
i odpowiednio zareagować na to, co im przekazano.
Księżna Mevgraela, zasiadająca
na swoim złotym, grawerowanym tronie, patrzyła przez większość
czasu w przestrzeń, wyraźnie analizując to, co usłyszała od
własnego syna. Jej twarz była jak uczyniona z kamienia,
nieprzenikniona, nie wyjawiająca żadnych emocji, myśli i nie
zdradzająca osądu. Słuchała cierpliwie i z uwagą wszystkiego,
choć z pewnością nie wszystko rozumiała, mimo starań Ymgraela,
by przedstawić to możliwie przystępnie dla laików w temacie Magii
Snu. Z kolei na twarzach Gisgraela i Kangraela – ten mimo
stosunkowo młodego wieku, również wykazywał oznaki folgowania
sobie minionego wieczoru – malował się wyraz zdumienia połączony
z oburzeniem. Kangrael, gdy usłyszał wobec kogo Ymgrael wnosi
oskarżenie, zdenerwował się, zaprzeczając
rewelacjom kuzyna, na ile mógł to robić niewerbalnie i z
poszanowaniem innych obyczajów. Gisgrael natomiast patrzył to na
Ymgraela, to na Kangraela, wyraźnie walcząc ze sobą, by nie
wtrącić się do dyskusji.
Obecnych było jeszcze kilkoro
wysoko urodzonych dworzan, z pominięciem głównych zainteresowanych
oraz straż pałacowa, rozlokowana w różnych miejscach i pełniąca
bardziej rolę żywej ozdoby w swych pięknych, Erjinskich zbrojach,
niż jakąkolwiek inną. Jedni reagowali mniej lub bardziej
emocjonalnie, inni powściągali się w uzewnętrznianiu tego o czym
myślą, wzorem Mevgraeli Jaaranoh.
W końcu, gdy wszystko zostało
już powiedziane, gdy każdy już wiedział czym – według
oficjalnej wersji Ymgraela – jest Fons, w jaki sposób przywiązany
został do umysły księżniczki Pygraeli i jak teoretycznie można
go zlikwidować, pierwsza odezwała się Ksieżna, nie odrywając
wzroku od punktu gdzieś w głębi sali:
– To bardzo poważne oskarżenie,
książę Ymgraelu – rzekła zimno.
Niczyjej uwadze nie uszło to, że
zwróciła się tak formalnie do własnego syna, w tak kameralnym
gronie. W tym momencie musiała być bardzo powściągliwa wobec tego, co usłyszała.
– Nie zarzucałbym winy nikomu,
nie będąc jej pewnym. Roderyk Acciante posiada rdzeń salmarna,
widziałem go i wyczułem własnym umysłem na wczorajszej uczcie.
– Nawet jeżeli, to nie oznacza
jego winy! - Kangrael zaprotestował uznając, że już może
zabrać. - Roderyk nigdy nie skrzywdziłby Pygraeli!
– Wasza miłość, jeśli można –
wtrącił się jeden z obecnych dworzan, Ernesto Di Constanzi,
sprawujący funkcję palatyna na dworze Księżnej. - Nie dostrzegam
motywu, jakim wicehrabia Acciante mógłby się kierować,
popełniając tak okrutny czyn.
Ymgraela też to zastanawiało.
Choć początkowo przyjął winę Roderyka za pewną – czyniąc to
trochę z powodu oszołomienia odkryciem tożsamości osoby
posiadającej rdzeń, a trochę ze złości, jaką wówczas poczuł -
z czasem uzmysłowił sobie, że ten rzeczywiście nie miałby
powodów dążyć do śmierci Pygi. No i, na bogów, to wciąż
nastolatek! Jak miałby wejść w posiadanie rdzenia? Tylko, jeżeli
ktoś by mu pomagał. Wstępne podejrzenia Ymgrael kierował
oczywiście w kierunku samego hrabiego Acciantego, ojca Roderyka.
Wiedział jednak, że zarzucenie winy wicehrabiemu jest już
wystarczająco obrazoburcze, a nie chciał wywoływać większego
skandalu, szastając oskarżeniami na prawo i lewo, co zresztą nie
pomogłoby jego wizerunkowi na dworze i wśród Fantasmagoryków. Raz
każdy mógłby się pomylić, dwa razy, to już niebezpieczny
proceder.
– Ufam osądowi mojego syna –
Księżna rzekła po chwili ciszy. - Są to jednak zbyt poważne
zarzuty, bym mogła wydać wyrok tylko w oparciu o moje
zaufanie. Żądam, aby za godzinę od teraz w sali tronowej znaleźli
się wszyscy obecni tu w tej chwili. Straż pałacowa ma sprowadzić ponadto wszystkich członków rodu Acciante, którzy ukończyli dwanaście
lat. Ma to być uczynione z zachowaniem wszystkich praw i obyczajów.
Hrabia i wicehrabia są obecnie podejrzanymi, nie oskarżonymi i tak
mają być traktowani.
Ostatnie słowa Mevgraela
skierowała do swego brata, Gisgraela, który wyglądał na
rozsierdzonego. Książę poczerwieniał na twarzy, nie odzywając
się ani słowem. Ymgrael początkowo był pewny, że jego wuj
reaguje tak, wierząc w winę Acciantego. Chodziło o życie jego
córki, więc było to zrozumiałe. Akolita spostrzegł nagle jednak
coś, co mogło być tylko przypadkiem, chwilą złego ulokowania
gniewu w złym momencie, a jednak zwróciło uwagę Ymgraela. Trwało
to może sekundę, gdy wzrok Gisgraela spoczął na siostrzeńcu, nim
przeniósł się dalej, w głąb sali. Ta chwila mimo to wystarczyła,
aby Ymgrael poczuł ze strony wuja pretensję, graniczącą z
zarzutem winy za taki obrót spraw.
Młody Fantasmagoryk ściągnął
brwi, zastanawiając się, czy Gisgrael jest zadowolony, że
prawdopodobnie odkryto sprawcę. Być może, uważany za człowieka
starej daty, wolałby on by winnego nigdy nie odnaleziono, skoro
miał się nim okazać ktoś tak bliski rodzinie. Nawet, jeżeli miało to
oznaczać śmierć jego córki, Gisgrael mógł nie chcieć tak
poważnego skandalu, jaki miał czekać dwór Erji, w przypadku
potwierdzenia zarzutów Ymgraela.
– Nieźle robalu, naprawdę nieźle
– w głowie akolity rozbrzmiał niespodziewanie głos Fonsa.
Ymgrael poczuł zimny dreszcz na
plecach, cudem powstrzymując się od okazania zdumienia.
– Nawet mnie zaskoczyło to, jak
zręcznie ich wszystkich oszukałeś! Co prawda muszę się opierać
na tym, jak ty odbierasz ich reakcje, ale zdają się jeść ci z
tych twoich obrzydliwych, palczastych łap.
Ymgrael kompletnie zignorował
sens tego, co powiedział salmarn. Dużo ważniejszy był dla niego
fakt, że skoro go słyszał, rdzeń musiał być blisko. A z tego co
wiedział, Roderik Acciante był teraz znacznie poza zasięgiem
działania magicznej pieczęci Fonsa. Akolita zadrżał na myśl o
tym, co może to oznaczać.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz