[...]
– Czyli to prawda... - Nerana
powiedziała z lekkim drżeniem w głosie. W jednej chwili straciła
wcześniejszą butność. - Tam, we wspomnieniach Pygraeli,
rozważaliśmy powiązania tej sprawy z Nekromancją.
– Wtedy padł pomysł, że to
klątwa Letiferii – Ymgrael przypomniał Kahyssowi by mieć pewność,
że dobrze zrozumie sytuację.
– Pamiętam – Hamal Kahyss rzekł
w zamyśleniu. - Ale co Letiferia mogłaby zmienić w salmarnie, aby
ten stał się potężniejszy? A przede wszystkim by stał się
istotą rozumną?
– Wciąż niewiele wiemy o
salmarnach, Mistrzu – Ymgrael powiedział ze stanowczością. -
Nie wiemy nawet po co ten bożek, Wichrowy Sen, je stworzył.
– I pewnie się nie dowiemy –
Kahyss spochmurniał, nawiązując do zniknięcia bożka przed
wieloma laty. - Ale wiemy jedno.
W oczach Mistrza Kolektywu
zaiskrzyło zdecydowanie i pewność swego. Ymgrael doskonale
wiedział, co powie jego mentor, mimo to udawał zaciekawienie. Im
więcej wydedukuje sam, tym lepiej dla wiarygodności mojej wersji wydarzeń,
pomyślał akolita.
– Tylko jak go znajdziemy? To
przecież niewielki kamyk, chyba że ja coś pomieszałam – Nerana
spojrzała najpierw na Kahyssa, później przenosząc spojrzenie na
Ymgraela.
Widok spokoju na jego twarzy dał
jej do myślenia. Zmrużyła oczy, zmarszczyła brwi, przekrzywiła
lekko głowę w nieświadomym geście nagłego zrozumienia
połączonego z zaskoczeniem.
– Ty wiesz, gdzie on jest! -
rzekła wolno, ale z taka pewnością w głosie, jakby oświadczała
najbardziej oczywistą prawdę. W jej tonie pobrzmiewał respekt do
Ymgraela – coś, czym rzadko go obdarzała, mimo serdecznej
przyjaźni, jaka była między nimi
Ymgrael bez słowa skinął
głową.
– Ale skąd? - Tym razem pytanie
Kahyssa było pełne niezrozumienia.
– Umieściłem w umyśle tego
salmarna coś na wzór mentalnej pieczęci. To bardzo nieprzyjemne
uczucie, ale wyczuwam rdzeń, gdy znajduję się dostatecznie blisko
niego. Nie byłem pewny, czy to poskutkuje, ale sprawdziło się
lepiej, niż mogłem przypuszczać.
Ymgrael sam był z siebie
zadowolony, zdając sobie sprawę, jak zręcznie obrócił pieczęć,
którą Fons zostawił w jego umyśle, w dokładnie odwrotny obraz.
Kahyss zrobił minę wyrażającą niesłabnące zdumienie, ale i
podziw dla przebiegłości Ymgraela, choć ten spodziewał się
zrugania za kolejne niebezpieczne zachowanie. Nerana, stojąca kilka
metrów dalej, wyglądała na zamyśloną.
– Mam niestety złe wiadomości. -
Ymgrael wciągnął głębiej oddech, przygotowując się na
wyjawienie informacji, która według jego przewidywań miała
nieodwracalnie popchnąć wydarzenia do przodu. - Zlokalizowałem
osobę, która posiada rdzeń, a tym samym niemal na pewno odpowiada
za uwięzienie salmarna w umyśle Pygi. Ten człowiek jest właśnie
na uczcie. Je i pije za nasze przybycie, za nic mając to, jak wiele
cierpienia sprowadził na Pygę i całą naszą rodzinę.
– Kto? - Kahyss zapytał krótko,
ale z pełną uwagą. Widział na twarzy Ymgraela prawdziwą,
nieudawaną złość.
– Roderyk Acciante. Syn hrabiego
Acciantego. – Akolita spojrzał groźnie gdzieś w przestrzeń.
Z ust Kahyssa wydobyła się
cicha klątwa. Tak jak i Ymgrael wcześniej, również on dostrzegł
jak bardzo to komplikuje sprawę. Stali jeszcze przez chwilę w
milczeniu, każde samotnie analizując problem. W końcu Mistrz
Kolektywu odezwał się, już nieco w bardziej swoim stylu:
– Wróćmy na ucztę, udawajmy, że
nic się nie stało. A gdy wszystko się skończy, a goście
opuszczą pałac, opowiemy o wszystkim Księżnej. Bez jej rozkazu
nie możemy tknąć tak wysoko postawionego szlachcica jakim jest
wicehrabia Acciante.
Ymgrael skinął głową, w głębi
duszy czując ulgę. Obawiał się, że Kahyss będzie chciał
działać od razu, a to wiązałoby się z niepotrzebnym angażowaniem
we wszystko całego dworu. Kto wie, jak by się to wówczas
skończyło.
– A, Ymgraelu – Kahyss zatrzymał
go, gdy już w atmosferze milczącej zgody wszyscy troje ruszyli do drzwi.
- Wiem, że to ty wykonałeś lwią część dotychczasowej pracy.
Doceniam to, mimo tak bezpośredniego złamania zasad panujących w
hierarchii Kolektywu. Wykazałeś inicjatywę i za to zostaniesz z
pewnością nagrodzony.
– Ale? - Ymgrael uniósł nieco
jedną brew wyczuwając, że to nie wszystko, co mentor chciał
powiedzieć.
– Ale proszę cię, trochę jak
przełożony podwładnego, a trochę jak przyjaciel przyjaciela, bo
chyba nimi w jakimś stopniu jesteśmy. Daj coś zrobić także
Neranie i mnie. Mistrzowie mnie wyśmieją, jak wszystkie laury
spadną na ciebie – widać było, że Kahyss po części żartuje,
a po części wyraża prawdziwą prośbę.
Ymgraela zaskoczyło takie
wyznanie. Hamal Kahyss nie był nigdy podobny do większości Mistrzów
Kolektywu, brakowało mu tego specyficznego, sztywnego podejścia do
świata i swojej profesji, jaka charakteryzowała przeważającą część starszych wiekiem i doświadczeniem. W zachowaniu często było mu
bliżej do akolity, niż pełnoprawnego Fantasmagoryka. Taka prośba
skierowana do Ymgraela była jednak czymś niecodziennym nawet jak na
niego. Mogło to oznaczać dwie rzeczy: albo Kahyss był znacznie
słabszy, niż Ymgrael podejrzewał, albo to jego Mistrz uważał za
znacznie potężniejszego, niż był w rzeczywistości.
– Nigdy bym cię nie ośmieszył,
Mistrzu – zapewnił Kahyssa niemal odruchowo.
– To dobrze. – Mentor uśmiechnął
się. - Nie chciałbym skończyć jak Rober Lim. Nie wiem, czy
wiesz, ale do dzisiaj Mistrzowie nie szczędzą mu uszczypliwości,
nawiązując do tego, jakiego poniżenia doznał na własne
życzenie, gdy próbował występować przeciw tobie podczas sprawy
tego chłopa z Bezdrzew. Oczywiście wszystko w ukryciu, żeby
przypadkiem nie zauważyli tego akolici, ale tak między nami, to
Lim ma teraz trudne życie przez tamten incydent.
Ymgrael uśmiechnął się,
czując dziwną satysfakcję i ani odrobiny współczucia dla butnego
Mistrza, z którym miał zatarg kilka miesięcy temu. Od tamtej pory
jego zdanie o Limie nie zmieniło się.
– Wiem – odpowiedział tylko
krótko, dając Kahyssowi do zrozumienia, że wie, co dzieje się
wewnątrz Kolektywu, mimo że informacja ta była w rzeczywistości
dla niego czymś nowym.
Nie
zaszkodzi by miał o mnie większe zdanie,
pomyślał Ymgrael, patrząc w wyrażające niemy podziw oczy
Kahyssa.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz