[...]
– Szlachetni panowie i czcigodne damy! - Głos Księżnej Mevgraeli Jaaranoh rozbrzmiał w przestronnej sali bankietowej, górując nad rozmowami biesiadników.
Wszyscy zamilkli niemal w jednej chwili. Choć uczta teoretycznie trwała już w najlepsze, jej prawdziwy początek miał nastąpić dopiero po słowach ich gospodyni. Wiążące się z tym rozrywki artystów i rozpoczęcie usługiwania wszystkim przez służbę mogły już tylko wzmocnić panującą, luźną atmosferę. Oczywiście niektórym spośród zebranych nie potrzeba było usług kelnerskich, by już wcześniej rozkoszować się bogactwem jadła i trunków, większość jednak kulturalnie czekała z tym na właściwy moment.
– Mam przyjemność powitać państwa na uroczystości wyprawionej z okazji przybycia do naszego wspaniałego miasta tak wyśmienitych gości, jakimi są przedstawiciele Kolektywu Fantasmagoryków, pod przewodnictwem Mistrza Hamala Kahyssa. Jest wśród nich również bliski nam wszystkim Ymgrael Jaaranoh, po wielu miesiącach goszczący w rodzinnych stronach. Powitajmy ich tak, jak czyni się to w Erji! - Księżna, najwyraźniej sama już po kilku głębszych, pozwoliła sobie na mniej oficjalny ton.
Ymgrael uśmiechnął się sztucznie patrząc na matkę, posyłającą mu świdrujące spojrzenie i słuchając okrzyków mniej lub bardziej wymuszonej radości zgromadzonych. Ona każe, oni robią, pomyślał akolita.
Ymgrael zignorował jego głos, choć nie mógł nie zgodzić się z dawnym salmarnem. Cechą typową dla jednowładców było to, że zawsze otaczali się całym gronem osób, robiących wszystko co się im każe. Jeżeli nie ze strachu czy miłości do panującej głowy, to z chęci przypodobania jej się.
Mężczyzna wypatrzył w oddali Kahyssa, machającego do niego by podszedł. Ymgrael udał, że go nie dostrzegł. Nie było to trudne, biorąc pod uwagę, jaki chaos zapanował w sali po tym, jak większość zebranych uznała przemówienie Księżnej za zakończone. Pałacowi słudzy, pełniący dziś rolę kelnerów, ruszyli do gości, starając się obsługiwać każdego z namaszczeniem zgodnym z jego pozycją na dworze. Ymgrael również ruszył, jednakże powoli, przesuwając się wzdłuż długich stołów, a tym samym oddających się konsumpcji gości. Z każdą znajomą twarzą, jaką mijał, miał coraz bardziej dosyć tej uczty. On sam był jedną z najlepiej rozpoznawanych osób w Księstwie, większość z obecnych chciała też mu się jakoś przypodobać. Był w końcu obecnym dziedzicem tronu. Ymgraela jednak jedynie to nużyło. Miał ważniejsze rzeczy na głowie.
– Oddalasz się – usłyszał w głowie słaby głos Fonsa.
By nie wyglądało to podejrzanie, Ymgrael zatrzymał się w miejscu, gdzie na stole stały przystawki. Złapał jeden z rzeźbionych fragmentów egzotycznego, słonego w smaku owocu i zawrócił równie niespiesznie, po drodze delektując się smakiem, którego dawno nie czuł. Gdy oddalał się od stołów obleganych przez mniej zamożną, choć wciąż bardzo bogatą szlachtę, zdał sobie sprawę, że oznacza to pogorszenie sytuacji. Jeżeli winnym tak zmyślnego ataku na księżniczkę Pygraelę nie był żaden z mniej ważnych członków dworu, a ktoś o znaczącej pozycji, uporanie się ze sprawą Pygraeli w pojedynkę mogło okazać się zbyt trudne logistycznie dla Ymgraela. Akolita chciał trzymać Kahyssa i Neranę z dala od prawdy, przyjmując na siebie całe ryzyko związane z paktem z Fonsem, jak również zagarniając całość, a na pewno większą część sukcesu w przypadku powodzenia. Poza tym nie wiedział jak Kahyss zareagowałby na prawdę o Fonsie. Ymgrael obawiał się, że Mistrz Kolektywu szukałby wsparcia u swych przełożonych, z Najwyższym Fantasmagorykiem na czele. A to przekreślało możliwość samodzielnego działania akolity.
– Blisko, coraz bliżej... - szeptał mu Fons, napawając niepokojem.
Ymgrael był już przy stole zajmowanym przez najwyższych dostojników Księstwa. Obok kilku hrabiów i zaufanych przyjaciół rodziny książęcej, siedzieli także członkowie panującego rodu i goście, na cześć których zorganizowano całą ucztę. Wszyscy spodziewali się najwyraźniej, że Ymgrael zajmie miejsce między swą matką i Kahyssem, akolita przeszedł jednak kilka kroków dalej, obchodząc siedzących za ich plecami. Niemal czuł mentalne piętno, którym naznaczył go Fons.
– Jesteś tuż obok. Ten, kto mnie uwięził w umyśle tej nudnej pluskwy jest przed tobą – odezwał się dawny salmarn. Jego głos pobrzmiewał w myślach Ymgraela jakby wypalony w nim na stałe.
Akolita stał wyprostowany, zmuszając się do lekkiego uśmiechu. W rzeczywistości czuł obrzydliwą mieszankę złości, niewysłowionego niedowierzania, odrazy i nagłej nienawiści. Nie mógł i nie chciał uwierzyć, że osoba, przy której się zatrzymał jest sprawcą nieszczęścia, jakie spotkało Pygraelę. Chyba kpisz, salmarnie! On nigdy by tego nie zrobił, pomyślał z taką determinacją, na jaką tylko było go stać bez ukazania otoczeniu emocji, jakie nim targały.
– Miło cię widzieć, Ymgi! - przyjaźnie zagadnął Kangrael, rodzony brat Pygraeli, unosząc w stronę akolity puchar z przedniej jakości sokiem. Z racji wieku, piętnastolatek ten nie pił jeszcze oficjalnie alkoholu.
– Kan – odpowiedź Ymgraela była o wiele zbyt zimna, niż chciał. Na więcej jednak nie mógł się zdobyć w tej chwili.
Odwracając się nieco w stronę, w którą zmierzał dotychczas, Ymgrael przesunął się o pół kroku.
Silny, nagły ból głowy. Umysł jakby przypalany gorącym żelazem i uczucie ulgi, połączone z gwałtownie wzmagającą się nienawiścią. To wszystko nastąpiło tak szybko, że Ymgrael zachwiał się, opierając odruchowo o fotel osoby siedzącej obok Kangraela. Młody chłopak, niewiele starszy od brata Pygraeli, chciał już wstać, by pomóc akolicie, ten jednak przytrzymał go od tyłu, łapiąc za ramiona jakby przygotowując się do wykonania masażu. W rzeczywistości Ymgrael w ostatniej chwili powstrzymał się by nie chwycić za szyję nastolatka. Wieloletniego przyjaciela Kangraela. Dziedzica jednego z najznamienitszych rodów Erji. Roderyka Acianntego. Człowieka, który przez szyję przewieszony miał złoty wisior, którego medalion niknął pod warstwą odświętnej odzieży.
– Czułeś to, prawda? Już chyba wiesz kogo szukałeś. Odzyskaj rdzeń – Fons odezwał się tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Ymgrael jednak zignorował go. Stojąc z rękami na ramionach siedzącego przed nim Roderyka, nie baczył nawet na to, jak dziwnie może to wyglądać. Zamiast tego skupił swoją uwagę na nieprzyjemnej myśli o tym, co będzie zmuszony uczynić. Nie zdołam tego zrobić sam. Nie w sposób, który ludzie zrozumieją i będą popierać. Muszę porozmawiać o tym z Kahyssem i Nerą, pomyślał, zerkając w stronę mentora siedzącego nieopodal.
Akolita spodziewał się, że w odpowiedzi na tę myśl, Fons zerwie luźną umowę między nimi, albo chociaż wyrazi nasycony emocjami sprzeciw. Salmarn jednak zachował całkowite milczenie.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz