[...]
Oszałamiający zapach wytwornych
potraw swą intensywnością dorównywał głośności rozmów
prowadzonych przez gości. Gdyby ktoś nie wiedział, jak liczni są
szeroko rozumiani dworzanie w Erji-Nubba, mógłby pomyśleć, że na
ucztę zjechali ludzie z całego Księstwa. Szlachcice i pomniejsi
szlachetkowie, mający nadaną ziemię hrabiowie, posiadający
niewiele ponad tytuł baronowie, całe zastępy lordów i jeszcze od
nich liczniejsi rycerze na usługach Księżnej – wszyscy oni mieli
tak bogatą heraldykę, a przy tym doprowadzoną do tak wyraźnych
granic absurdów, jak obfite było zdobnictwo każdej rzeczy, jaka
wychodziła spod rąk Erjinów. Oczywiście mnogość tego, co podano
na uginające się od jadła i trunków stołach, nie ustępowała pod
tym względem towarzystwu, które miało to konsumować. Świeżo
przygotowane dania mięsne – przeważnie z dziczyzny –
niewątpliwie królowały tego dnia, ale wszędzie gdzie nie spojrzeć
z łatwością dostrzec można było owoce morza, egzotyczne jadalne rośliny,
zmyślnie przygotowane zamorskie przysmaki w delikatnym niczym obłoki
cieście, a nawet hodowane pod ziemią przez Kvurów grzyby o słodko
pikantnej nucie, podawane wraz z całą gamą sałat, dressingów i
specjalnych mieszanek przypraw, opracowanych specjalnie dla dań z
tego specjału. Nie zabrakło też niezliczonych przystawek, spośród
których prym wiodły znane na cały świat pasztety przygotowywane z
użyciem aromatów drogocennych drzew, tak cenionych przez Erjinów.
Wszystkiemu temu towarzyszyły kryształowe karafki z tuzinami
najprzedniejszych napitków, którymi nie pogardziłyby
najpotężniejsze koronowane głowy w historii Kręgu Pierwszego.
Przez
całe młodzieńcze życie Ymgrael przywykł do rozmachu, z jakim
jego matka organizowała tego typu uroczystości. Do tego stopnia, że
zdążyły mu one spowszednieć. Niemniej teraz, będąc na pierwszej
uczcie od wielu miesięcy, musiał choć sam przed sobą przyznać,
że zatęsknił za smakiem niektórych z obecnych tu specjałów.
Kuchnia, jakiej uświadczył po przyjęciu w poczet akolitów
Kolektywu, co prawda należał do bardzo dobrych, ale chyba nic w
całym znanym świecie nie mogło równać się z tym, co znał z
Erji. Czując trochę wyrzuty sumienia, na myśl o tym, że pochodzi
z tak zamożnej rodziny, podczas gdy całe społeczności prowadzą
proste, czasem nawet ubogie życie, spojrzał na Neranę. Dziewczyna
wywodziła się z najniższych warstw społecznych w Królestwie
Ludzi i żywiła głęboką niechęć do wysoko urodzonych. Dlatego
też zaskoczyło Ymgraela to, że nie ma oporów w patrzeniu łakomym
wzrokiem na te wszystkie wykwintności. Może
taki styl życia nie przeszkadza jej, a jedynie nie lubi szlachty i
całej reszty mi podobnych,
Ymgrael zadał sobie pytanie w umyśle i niemal od razu tego
pożałował.
– Jest
najzwyczajniej zakłamana, jak wszyscy Ludzie – cichy głos Fonsa nie dawał o sobie zapomnieć. - Zawsze
gdy macie możliwość podniesienia swojego poziomu społecznego,
albo chociaż poczuć się jak królowie, robicie to. A potem
zapominacie o wcześniejszych uprzedzeniach.
– Nie znam nikogo bardziej
altruistycznego niż Nerana. Może nie lubi wysoko urodzonych,
ale... - Ymgrael odpowiedział stanowczo we własnych myślach.
– O,
proszę cię, robalu! Za długo hasam po waszych snach, za wiele
marzeń śmiertelników już poznałem, zbyt wiele takich sam
podsycałem i odbierałem, by takie bajeczki robiły na mnie
wrażenie! Może i taka próbuje być, ale w głębi serca potrafi
być zimna i nieustępliwa. Jakby mogła bezkarnie przejąć władzę
i żyć jak królowa, to zrobiłaby to, nawet jakby przy tym
poleciało kilka głów. Sam byś tak zrobił, nie zaprzeczaj.
– Jakbyś jeszcze się nie
zorientował, to jestem dziedzicem tronu w Erji – Ymgrael
uśmiechnął się, uznając to za doskonałą ripostę. - A zamiast
tego wybrałem życie Fantasmagoryka, wraz z koniecznością
zmagania się z takimi potworami jak ty. To chyba kłóci się z tym
co...
– Tak,
tak, jesteś dziedzicem. I co z tego? Erji jest, o ile wiem, małym
wypierdkiem waszego gatunku. Bogatym, ale i tak zaledwie skrawkiem
ziemi władanej przez Ludzi. A przypomnij mi, gdzie i pod czyim
zwierzchnictwem jest ten całym Kolektyw Fantasmagoryków? Czyżby
Królestwa? Hm?
– Do czego zmierzasz? - Ymgrael
ściągnął brwi, idąc wzdłuż stołów, nie zwracając uwagi na
przyjazne zaczepki znajomych dworzan.
– Jaki
ty jesteś wolno myślący, doprawdy... - Kpiny Fonsa były niemal namacalne. - Kto
by się zadowolił Erji, jak może spróbować przejąć całe
Królestwo! Albo chociaż stanąć na czele Kolektywu.
Ymgrael zmrużył oczy. Starał
się o tym nie myśleć, by nie dawać satysfakcji istocie czytającej mu w
myślach. Niestety Fons miał z jednym rację.
Ymgrael zamierzał zawalczyć o szczyt hierarchii Fantasmagoryków.
Nigdy do tej pory nie myślał w ten sposób o zamianie niemal
pewnego obecnie objęcia władzy w Erji na potencjalne przewodzenie
Kolektywowi. Czuł złość na samego siebie, że nie potrafi
odeprzeć tego argumentu Fonsa, powiększaną przez świadomość, że
dawny salmarn doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Akolita niemal
fizycznie wyczuwał zadowolenie Fonsa.
– Skup
się, robalu. Jesteś blisko mojego rdzenia. Pospiesz się, bo mam
coraz większą ochotę spalić ten zagajnik, który wyśniła
właśnie twoja nudna kuzynka.
[...]
Wiesz, jak na pierwszy raz z Twoją twórczością jest bardzo dużo nazw własnych. Pogubiłem się :/
OdpowiedzUsuńTo kontynuacja wcześniejszych rozdziałów, gdzie wszystkie te nazwy były wyjaśniane, więc nie dziwię się. :)
Usuń