2017-10-27

Rozdział 4 / 9

[...]
Posklejana sierść okalająca pysk pajęczego monstrum połyskiwała nieco w blasku światła odbitego od śniegu. Trupi odór jaki Ymgrael poczuł, gdy odzyskał pełnię kontroli nad swoją senna emanacją, niemal odbierał zmysły. Wytrzymał jednak, skupiając się na zadaniu, jakie sobie wytyczył. Potwór – a raczej to co stało za jego istnieniem w tym miejscu – wyczuł od razu, że trzymany tuż przed pyskiem człowiek nie jest jedynie elementem koszmaru Pygraeli, wytworzonym przez umysł księżniczki. Fantasmagoryk nie dał mu czasu na reakcję. Zanim włochata noga, która oplatała go w pasie, zdążyła odrzucić Ymgraela, ten dotknął pyska i wysłał swoją magię w głąb nieumarłego pająka.
Koszmar zniknął, rozpływając się w obłoki czarnej mgły. Ymgrael zaczął spadać, od razu zdał sobie jednak sprawę, że to tylko pozorne wrażenie. W rzeczywistości znalazł się w miejscu, którego nie obowiązywały żadne odgórnie ustalone prawa – w umyśle śpiącym, lecz nie śniącym. Akolita uśmiechnął się pod nosem, gdyż o to mu właśnie chodziło.
Tutaj, wewnątrz jaźni pogrążonej we śnie kuzynki, miał prawo wyczuwać tylko swoją i jej obecność. Tak przynajmniej byłoby w normalnych okolicznościach. Ale te były specyficzne. Jak Ymgrael podejrzewał, oprócz niego, ktoś jeszcze przebywał w umyśle Pygraeli. Ktoś, kogo wszechobecna aura zdawała się napierać na Ymgraela z każdej strony. Teraz jednak, gdy opadła kurtyna snu, nie liczyła się potęga magiczna, a jedynie refleks i spryt. Przynajmniej taką nadzieję miał akolita, bazując na wiedzy, jaką nabył przez ostatnie miesiące.
Akolita skupił swoją wolę, na zlokalizowaniu źródła obcego wpływu, posłał tam swoją moc i zmusił umysł Pygraeli do zamknięcia intruza w swoistym więzieniu. Było to działanie doraźne, podświadomość księżniczki z pewnością szybko zdejmie narzuconą blokadę. Dawało jednak Ymgraelowi choć jedną, tak potrzebną chwilę, by zbliżyć się do rozwiązania problemu kuzynki.
– Kim jesteś?! - krzyknął, skupiając wolę na błyskawicznym znalezieniu się obok obcego, mimo że pojęcia takie jak przestrzeń i czas nie obowiązywały w miejscu, w jakim się znajdowali. Niemniej przyzwyczajony do nich umysł Ymgraela, tak właśnie postrzegał otoczenie.
Otaczająca go ciemność zdawała się nieustannie poruszać, mieniąc się odcieniami szarości i czernią. Bardziej je czując własnym umysłem, niż słysząc, rozpoznał słowa wypowiedziane dobrze znanym mu głosem.
– Brawo! Wspaniała robota, młody akolito! Nie wierzyli mi, gdy mówiłem, że zdasz ten test!
Ymgrael zmrużył oczy, obserwując jak znikąd, kilkanaście kroków od niego, materializuje się odziany w szatę Fanstasmagoryka mężczyzna. Hamal Kahyss patrzył na niego z uniesioną głową i miną wyrażającą satysfakcję.
– Mistrzu? - akolita zapytał niepewnie.
– Gdyby tylko reszta Mistrzów mogła oglądać twój dzisiejszy triumf! Księżna także nagrodzi oddanie, z jakim ratowałeś jej bratanicę! Jestem pewny, że już szykuje odpowiedni podarunek!
Ymgrael opuścił głowę, analizując słowa mentora. Niemal od razu spojrzał znów uważnie na rozmówcę, wypuszczając powoli powietrze.
– Nie jesteś Kahyssem – rzekł ostro.
Mistrz Kolektywu przekrzywił głowę na bok, przyglądając się Ymgraelowi. Z jego twarzy zniknęła radość, ustępując zaskoczeniu i cynicznemu grymasowi. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, każdy analizując sytuację.
– O. - Odpowiedź Kahyssa była kwintesencją zdumienia. - Jak się domyśliłeś?
– Bo Księżna to moja matka i na pewno nie nagrodziłaby mnie za coś takiego. Już prędzej by narzekała, że za długo to trwało. I miałaby rację. Kimkolwiek jesteś, słabo się przygotowałeś do tego kłamstwa – tym razem to Ymgrael uniósł głowę, patrząc z wyższością na oszusta.
Ten niespodziewanie roześmiał się na pełen głos. Dopiero w tym śmiechu Ymgrael usłyszał coś, przez co poczuł zimny dreszcz na plecach, a w sercu lód wywołany lękiem przed niespodziewanym. Rechot przechodził od barwy głosu Kahyssa do innych, nieznanych akolicie osób, co chwilę pobrzmiewając wibrującym, wysokim skrzekiem.
– Spalam się ze wstydu, za niedopatrzenie, akolito! - z szaleńczym uśmiechem powiedział udający Kahyssa, zaraz po tym stając w płomieniach i wyparowując w ciągu sekundy czy dwóch.
Nie dając czasu na reakcję Ymgraelowi, w miejscu gdzie zniknęła postać Mistrza Kolektywu, zamajaczył jakiś kształt. Stojąca przed nim Nerana spoglądała na niego proszącym wzrokiem.
– Spróbujemy jeszcze raz? - zapytała z nadzieją w głosie.
– Przestań! - Ymgrael rozkazał.
– To może tak? - Nerana płynnie zmieniła kształt na podobieństwo Pygraeli.
Obcy bawił się tak jeszcze przez chwilę, przybierając formę znanych Ymgraelowi osób: jego matki, Kangraela, Gisgraela, kilku znajomych wartowników i służących pałacowych. Wszystkich łączyło jedno – dwór w Erji-Nubba. Mając dosyć tych gierek, młody Fantasmagoryk magią spróbował zmusić rozmówcę do zaprzestania dalszych przemian.
– Dobra, nie łaskocz już! - Ymgraelowi odpowiedziało jego własne odbicie, w które zamienił się obcy.
– Kim jesteś?! - akolita zapytał z determinacją, powtarzając swoje pierwsze pytanie.
Fałszywy Ymgrael przewrócił oczami, wzdychając głośno, po czym wrócił do postaci Kahyssa.
– Kimś, kto lubi być kimś innym. Kto, chce być kimś, a nie czymś. I kto docenia, że właśnie taką formę nadałeś temu pytaniu, choć z twojego punktu widzenia trafniejsze byłoby dociekanie „czym” jestem. - Obcy uniósł brwi, czekając czy Ymgrael domyśli się jego tożsamości.
– Podejrzewam, że nie człowiekiem – akolita prychnął, odruchowo przeczesując dłonią swoją brodę, po czym wzruszył ramionami. - Nie mam zamiaru zgadywać.
– Ej no, nie psuj zabawy! Bo cię zabiję! - postać Kahyssa pomachała groźnie palcem, po czym zarechotała tym samym śmiechem co wcześniej.
Ymgrael podszedł do niego kilka kroków. Milczał, rozmyślając nad możliwą tożsamością rozmówcy. Żaden Fantasmagoryk nie mógłby przebywać stale w umyśle Pygraeli, co wykluczało jego człowieczeństwo - tym bardziej, że zdolność do tak dokładnego ukrycia własnej obecności w śniącej jaźni, była czymś, z czym Ymgrael spotkał się po raz pierwszy. Inne gatunki zamieszkujące Krąg Pierwszy z kolei nie były nigdy tak wprawne w kontrolowaniu Magii Snu, jak Ludzie, więc i one były w tej kwestii wątpliwym wyborem. Ymgrael – z rosnącym niepokojem – zaczynał podejrzewać boskie pochodzenie obcego. Jeżeli byłby on jedną z prastarych istot, którymś z zapomnianych lub wciąż znanych bogów związanych ze snami, akolita byłby zgubiony. Szczególnie patrząc na usposobienie tego, kto przybrał postać Kahyssa.
– Jesteś jednym z pradawnych. Którymś z bogów Fantasmagorii, dręczącym śmiertelników z nieznanych mi powodów. - Ymgrael opanował napływające drżenie dłoni, siląc się na nie okazywanie lęku.
Podobizna Kahyssa ściągnęła brwi, kiwając głową w zamyślaniu. Gwałtownie znów się uśmiechnął, odpowiadając krótko:
– Nie! Ale blisko, człowieku. - Ostatnie słowo wypowiedział z lekką pogardą.
– Czym lub kim w takim razie...
– Słyszałeś o Faonoesie? Wy, śmiertelnicy, znacie go zdaje się od imieniem Wichrowy Sen. Kretyńska nazwa, doprawdy. Z wiatrami to on ma tyle wspólnego co...
Ymgrael odetchnął z ulgą. Czytał kiedyś o Wichrowym Śnie. Był to samotniczy bożek, jeden z kilku mu podobnych, który stronił od istot rozumnych i wiązał swój los z tym, co nieożywione, lecz mające związek z Magią Snu. Minęły całe dekady odkąd ostatnio natrafiono na błąkającego się po Kręgu Pierwszym boga, przez co pamięć o nim przeminęła już wśród większości ludzi. Nim akolita zdołał przypomnieć sobie coś więcej, obcy krzyknął na niego.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz paskudny insekcie?! Zwierzam ci się, a ty sobie odpływasz myślami!
– Wybacz, co mówiłeś? - Ymgrael zdał sobie sprawę, że uczucie ulgi faktycznie na chwilę uśpiło jego czujność. Zrzucił winę na zmęczenie, które wzbierało w nim wraz z coraz dłuższym wymuszaniem na umyśle Pygraeli stanu, w jakim się znajdował.
– Że Faonoes to mój zafajdany ojczulek, robalu – Kahyss spojrzał ze złością na Ymgraela, który uniósł w zdziwieniu jedna brew.
– Przecież bogowie nie mogą...
– Nie rodzony, czy raczej płodzony! Ale istnieję dzięki tej zwichrowanej istocie, więc w pewnym sensie to taki mój tatusiek.
– Jesteś salmarnem? - Ymgrael zdumiał się, gdy przypomniał sobie ważną informację o Wichrowym Śnie.
Salmarny były tworami tego bożka, rozsianymi po całym świecie i bezpośrednio związanymi z Magią Snu. Ale one nie są przecież inteligentne, pomyślał z niesłabnącym zaskoczeniem Ymgrael.
– A wyglądam ci na bezrozumne żyjątko? Ale tak, byłem kiedyś salmarnem. Teraz jestem... - istota zawahała się. - … czymś więcej.
– To znaczy?
– Powiedzmy, że dzięki ojczulkowi ewoluowałem. - Tajemniczy uśmiech wstąpił na twarz podszywanego Kahyssa. - Pewnego razu Faonoes odszukał mnie, po całych tysiącleciach od stworzenia. Szczegóły by cię znudziły. Nawet mnie nudzą! W każdym razie od tamtej pory jestem tym, kim teraz.
Ymgrael zrobił kilka kroków, obchodząc bokiem rozmówcę. Przyglądał się mu z uwagą, analizując każde usłyszane słowo. Nie zbliżało go to co prawda do uwolnienia Pygraeli od wpływu tej istoty, ale wiedza o naturze przeciwnika mogła być przy tym nieocenioną pomocą. Uderzyło go to, że twór Wichrowego Snu nie ma oporów przed rozmową, podczas której mógł przecież wyjawić niekorzystne dla siebie informacje. Były salmarn musiał być albo wyjątkowo pewny siebie, albo...
– Czemu mi to wszystko mówisz? Czuję twoją potęgę i już od pewnego czasu wiem, że możesz z łatwością zerwać blokadę nałożoną przez umysł księżniczki. Po co to wszystko? - zapytał akolita, przygotowując się na uderzenie.
To jednak nie nadeszło, zgodnie z nadzieją Ymgraela. Kahyss nie zmienił nawet wyrazu twarzy, patrząc tajemniczo na młodego Fantasmagoryka.
– Masz rację. Jak na człowieka jesteś wyjątkowo spostrzegawczy. Gdybym chciał, mógłbym zaatakować twój umysł, przyprawić cię o obłęd, wpędzić w otchłań szaleństwa, lub zwyczajnie zabić. Zamiast tego rozmawiamy sobie, ja udaję spętanego, a ty szukasz metody na zniszczenie mnie, bo przecież jesteśmy wrogami. Jakby nie patrzeć zamęczam tę dziewczynę, a ty chcesz mnie powstrzymać...
– Daruj sobie te oczywistości i przejdź do rzeczy. - Ymgraela zaczynało denerwować gadulstwo salmarna. Istota spojrzała na niego z wyrzutem, przewracając zaraz potem oczami.
– Spostrzegawczy i wyjątkowo niewychowany. Ale niech będzie – uśmiech zszedł w końcu z twarzy Kahyssa. - Widzisz, robalu, jest coś, czego bardzo teraz pragnę. Coś, za co jestem gotów odpuścić tej księżniczce.
– I potrzebujesz w tym mojej pomocy? - Ymgrael prychnął sarkastycznie.
– Twoja błyskotliwość zaiste poraża – salmarn odpowiedział cynizmem. - To jak, pomagamy sobie nawzajem? Proszę, odmów. Zamienienie twojego umysłu w mentalną papkę będzie miłą odmianą po monotonnym mordowaniu kolejnych sennych wcieleń mojej nudnej do bólu gospodyni. Przyznaję, na początku było to nawet zabawne, ale teraz...
Ymgrael milczał. Ani trochę nie ufał tej istocie i najchętniej siłą wydarłby ją z umysły Pygraeli. Czuł jednak różnicę w potędze jaką oboje reprezentowali – z trudem to przed samym sobą przyznawał, ale nie miał większych szans na wygraną. Jeżeli chciał uratować kuzynkę, nie miał większego wyboru, jak wysłuchać tego, na kogo jeszcze przed kilkoma minutami polował i choć rozważyć udzielenie mu pomocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz