[...]
Posklejana sierść okalająca
pysk pajęczego monstrum połyskiwała nieco w blasku światła
odbitego od śniegu. Trupi odór jaki Ymgrael poczuł, gdy odzyskał
pełnię kontroli nad swoją senna emanacją, niemal odbierał
zmysły. Wytrzymał jednak, skupiając się na zadaniu, jakie sobie
wytyczył. Potwór – a raczej to co stało za jego istnieniem w tym miejscu – wyczuł od
razu, że trzymany tuż przed pyskiem człowiek nie jest jedynie
elementem koszmaru Pygraeli, wytworzonym przez umysł księżniczki.
Fantasmagoryk nie dał mu czasu na reakcję. Zanim włochata noga,
która oplatała go w pasie, zdążyła odrzucić Ymgraela, ten
dotknął pyska i wysłał swoją magię w głąb nieumarłego
pająka.
Koszmar zniknął, rozpływając
się w obłoki czarnej mgły. Ymgrael zaczął spadać, od razu zdał
sobie jednak sprawę, że to tylko pozorne wrażenie. W
rzeczywistości znalazł się w miejscu, którego nie obowiązywały
żadne odgórnie ustalone prawa – w umyśle śpiącym, lecz nie
śniącym. Akolita uśmiechnął się pod nosem, gdyż o to mu
właśnie chodziło.
Tutaj, wewnątrz jaźni
pogrążonej we śnie kuzynki, miał prawo wyczuwać tylko swoją i
jej obecność. Tak przynajmniej byłoby w normalnych
okolicznościach. Ale te były specyficzne. Jak Ymgrael
podejrzewał, oprócz niego, ktoś jeszcze przebywał w umyśle
Pygraeli. Ktoś, kogo wszechobecna aura zdawała się napierać na
Ymgraela z każdej strony. Teraz jednak, gdy opadła kurtyna snu, nie
liczyła się potęga magiczna, a jedynie refleks i spryt. Przynajmniej taką nadzieję miał akolita, bazując na wiedzy, jaką nabył przez ostatnie miesiące.
Akolita skupił swoją wolę, na
zlokalizowaniu źródła obcego wpływu, posłał tam swoją moc i
zmusił umysł Pygraeli do zamknięcia intruza w swoistym więzieniu.
Było to działanie doraźne, podświadomość księżniczki z
pewnością szybko zdejmie narzuconą blokadę. Dawało jednak
Ymgraelowi choć jedną, tak potrzebną chwilę, by zbliżyć się do
rozwiązania problemu kuzynki.
– Kim jesteś?! - krzyknął,
skupiając wolę na błyskawicznym znalezieniu się obok obcego,
mimo że pojęcia takie jak przestrzeń i czas nie obowiązywały w
miejscu, w jakim się znajdowali. Niemniej przyzwyczajony do nich
umysł Ymgraela, tak właśnie postrzegał otoczenie.
Otaczająca go ciemność zdawała
się nieustannie poruszać, mieniąc się odcieniami szarości i
czernią. Bardziej je czując własnym umysłem, niż słysząc,
rozpoznał słowa wypowiedziane dobrze znanym mu głosem.
– Brawo! Wspaniała robota, młody
akolito! Nie wierzyli mi, gdy mówiłem, że zdasz ten test!
Ymgrael zmrużył oczy,
obserwując jak znikąd, kilkanaście kroków od niego, materializuje
się odziany w szatę Fanstasmagoryka mężczyzna. Hamal Kahyss
patrzył na niego z uniesioną głową i miną wyrażającą
satysfakcję.
– Mistrzu? - akolita zapytał
niepewnie.
– Gdyby tylko reszta Mistrzów
mogła oglądać twój dzisiejszy triumf! Księżna także nagrodzi
oddanie, z jakim ratowałeś jej bratanicę! Jestem pewny, że już
szykuje odpowiedni podarunek!
Ymgrael opuścił głowę,
analizując słowa mentora. Niemal od razu spojrzał znów uważnie na
rozmówcę, wypuszczając powoli powietrze.
– Nie jesteś Kahyssem – rzekł
ostro.
Mistrz Kolektywu przekrzywił
głowę na bok, przyglądając się Ymgraelowi. Z jego twarzy
zniknęła radość, ustępując zaskoczeniu i cynicznemu grymasowi.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie, każdy analizując sytuację.
– O. - Odpowiedź Kahyssa była
kwintesencją zdumienia. - Jak się domyśliłeś?
– Bo Księżna to moja matka i na
pewno nie nagrodziłaby mnie za coś takiego. Już prędzej by
narzekała, że za długo to trwało. I miałaby rację. Kimkolwiek
jesteś, słabo się przygotowałeś do tego kłamstwa – tym razem
to Ymgrael uniósł głowę, patrząc z wyższością na oszusta.
Ten niespodziewanie roześmiał
się na pełen głos. Dopiero w tym śmiechu Ymgrael usłyszał coś,
przez co poczuł zimny dreszcz na plecach, a w sercu lód wywołany
lękiem przed niespodziewanym. Rechot przechodził od barwy głosu
Kahyssa do innych, nieznanych akolicie osób, co chwilę
pobrzmiewając wibrującym, wysokim skrzekiem.
– Spalam się ze wstydu, za
niedopatrzenie, akolito! - z szaleńczym uśmiechem powiedział
udający Kahyssa, zaraz po tym stając w płomieniach i wyparowując
w ciągu sekundy czy dwóch.
Nie dając czasu na reakcję
Ymgraelowi, w miejscu gdzie zniknęła postać Mistrza Kolektywu,
zamajaczył jakiś kształt. Stojąca przed nim Nerana spoglądała
na niego proszącym wzrokiem.
– Spróbujemy jeszcze raz? -
zapytała z nadzieją w głosie.
– Przestań! - Ymgrael rozkazał.
– To może tak? - Nerana płynnie
zmieniła kształt na podobieństwo Pygraeli.
Obcy
bawił się tak jeszcze przez chwilę, przybierając formę znanych
Ymgraelowi osób: jego matki, Kangraela, Gisgraela,
kilku znajomych wartowników i służących pałacowych. Wszystkich
łączyło jedno – dwór w Erji-Nubba. Mając dosyć tych gierek,
młody Fantasmagoryk magią spróbował zmusić rozmówcę do zaprzestania
dalszych przemian.
– Dobra, nie łaskocz już! -
Ymgraelowi odpowiedziało jego własne odbicie, w które zamienił
się obcy.
– Kim jesteś?! - akolita zapytał
z determinacją, powtarzając swoje pierwsze pytanie.
Fałszywy Ymgrael przewrócił
oczami, wzdychając głośno, po czym wrócił do postaci Kahyssa.
– Kimś, kto lubi być kimś
innym. Kto, chce być kimś, a nie czymś. I kto docenia, że
właśnie taką formę nadałeś temu pytaniu, choć z twojego
punktu widzenia trafniejsze byłoby dociekanie „czym” jestem. -
Obcy uniósł brwi, czekając czy Ymgrael domyśli się jego
tożsamości.
– Podejrzewam, że nie
człowiekiem – akolita prychnął, odruchowo przeczesując dłonią
swoją brodę, po czym wzruszył ramionami. - Nie mam zamiaru
zgadywać.
– Ej no, nie psuj zabawy! Bo cię
zabiję! - postać Kahyssa pomachała groźnie palcem, po czym
zarechotała tym samym śmiechem co wcześniej.
Ymgrael podszedł do niego kilka
kroków. Milczał, rozmyślając nad możliwą tożsamością
rozmówcy. Żaden Fantasmagoryk nie mógłby przebywać stale w
umyśle Pygraeli, co wykluczało jego człowieczeństwo - tym bardziej, że zdolność do tak dokładnego ukrycia własnej obecności w śniącej jaźni, była czymś, z czym Ymgrael spotkał się po raz pierwszy. Inne gatunki
zamieszkujące Krąg Pierwszy z kolei nie były nigdy tak wprawne w
kontrolowaniu Magii Snu, jak Ludzie, więc i one były w tej kwestii
wątpliwym wyborem. Ymgrael – z rosnącym niepokojem – zaczynał
podejrzewać boskie pochodzenie obcego. Jeżeli byłby on jedną z
prastarych istot, którymś z zapomnianych lub wciąż znanych bogów
związanych ze snami, akolita byłby zgubiony. Szczególnie patrząc
na usposobienie tego, kto przybrał postać Kahyssa.
– Jesteś jednym z pradawnych.
Którymś z bogów Fantasmagorii, dręczącym śmiertelników z
nieznanych mi powodów. - Ymgrael opanował napływające drżenie
dłoni, siląc się na nie okazywanie lęku.
Podobizna Kahyssa ściągnęła
brwi, kiwając głową w zamyślaniu. Gwałtownie znów się
uśmiechnął, odpowiadając krótko:
– Nie! Ale blisko, człowieku. -
Ostatnie słowo wypowiedział z lekką pogardą.
– Czym lub kim w takim razie...
– Słyszałeś o Faonoesie? Wy,
śmiertelnicy, znacie go zdaje się od imieniem Wichrowy Sen.
Kretyńska nazwa, doprawdy. Z wiatrami to on ma tyle wspólnego
co...
Ymgrael odetchnął z
ulgą. Czytał kiedyś o Wichrowym Śnie. Był to samotniczy bożek,
jeden z kilku mu podobnych, który stronił od istot rozumnych i
wiązał swój los z tym, co nieożywione, lecz mające związek z Magią
Snu. Minęły całe dekady odkąd ostatnio natrafiono na błąkającego
się po Kręgu Pierwszym boga, przez co pamięć o nim przeminęła
już wśród większości ludzi. Nim akolita zdołał przypomnieć
sobie coś więcej, obcy krzyknął na niego.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz
paskudny insekcie?! Zwierzam ci się, a ty sobie odpływasz myślami!
– Wybacz, co mówiłeś? - Ymgrael
zdał sobie sprawę, że uczucie ulgi faktycznie na chwilę uśpiło
jego czujność. Zrzucił winę na zmęczenie, które wzbierało w nim
wraz z coraz dłuższym wymuszaniem na umyśle Pygraeli stanu, w
jakim się znajdował.
– Że Faonoes to mój zafajdany
ojczulek, robalu – Kahyss spojrzał ze złością na Ymgraela,
który uniósł w zdziwieniu jedna brew.
– Przecież bogowie nie mogą...
– Nie rodzony, czy raczej
płodzony! Ale istnieję dzięki tej zwichrowanej istocie, więc w
pewnym sensie to taki mój tatusiek.
– Jesteś salmarnem? - Ymgrael
zdumiał się, gdy przypomniał sobie ważną informację o
Wichrowym Śnie.
Salmarny były tworami tego bożka, rozsianymi po całym świecie i
bezpośrednio związanymi z Magią Snu. Ale
one nie są przecież inteligentne,
pomyślał z niesłabnącym zaskoczeniem Ymgrael.
– A wyglądam ci na bezrozumne
żyjątko? Ale tak, byłem kiedyś salmarnem. Teraz jestem... -
istota zawahała się. - … czymś więcej.
– To znaczy?
– Powiedzmy, że dzięki
ojczulkowi ewoluowałem. - Tajemniczy uśmiech wstąpił na twarz
podszywanego Kahyssa. - Pewnego razu Faonoes odszukał mnie, po
całych tysiącleciach od stworzenia. Szczegóły by cię znudziły.
Nawet mnie nudzą! W każdym razie od tamtej pory jestem tym, kim
teraz.
Ymgrael zrobił kilka kroków,
obchodząc bokiem rozmówcę. Przyglądał się mu z uwagą,
analizując każde usłyszane słowo. Nie zbliżało go to co prawda
do uwolnienia Pygraeli od wpływu tej istoty, ale wiedza o naturze
przeciwnika mogła być przy tym nieocenioną pomocą. Uderzyło go
to, że twór Wichrowego Snu nie ma oporów przed rozmową, podczas której mógł
przecież wyjawić niekorzystne dla siebie informacje. Były salmarn
musiał być albo wyjątkowo pewny siebie, albo...
– Czemu mi to wszystko mówisz?
Czuję twoją potęgę i już od pewnego czasu wiem, że możesz z
łatwością zerwać blokadę nałożoną przez umysł księżniczki.
Po co to wszystko? - zapytał akolita, przygotowując się na
uderzenie.
To jednak nie nadeszło,
zgodnie z nadzieją Ymgraela. Kahyss nie zmienił nawet wyrazu
twarzy, patrząc tajemniczo na młodego Fantasmagoryka.
– Masz rację. Jak na człowieka
jesteś wyjątkowo spostrzegawczy. Gdybym chciał, mógłbym
zaatakować twój umysł, przyprawić cię o obłęd, wpędzić w
otchłań szaleństwa, lub zwyczajnie zabić. Zamiast tego
rozmawiamy sobie, ja udaję spętanego, a ty szukasz metody na
zniszczenie mnie, bo przecież jesteśmy wrogami. Jakby nie patrzeć
zamęczam tę dziewczynę, a ty chcesz mnie powstrzymać...
– Daruj sobie te oczywistości i
przejdź do rzeczy. - Ymgraela zaczynało denerwować gadulstwo
salmarna. Istota spojrzała na niego z wyrzutem, przewracając zaraz
potem oczami.
– Spostrzegawczy i wyjątkowo
niewychowany. Ale niech będzie – uśmiech zszedł w końcu z
twarzy Kahyssa. - Widzisz, robalu, jest coś, czego bardzo teraz
pragnę. Coś, za co jestem gotów odpuścić tej księżniczce.
– I potrzebujesz w tym mojej
pomocy? - Ymgrael prychnął sarkastycznie.
– Twoja błyskotliwość zaiste
poraża – salmarn odpowiedział cynizmem. - To jak, pomagamy sobie
nawzajem? Proszę, odmów. Zamienienie twojego umysłu w mentalną papkę będzie miłą odmianą po monotonnym mordowaniu kolejnych
sennych wcieleń mojej nudnej do bólu gospodyni. Przyznaję, na
początku było to nawet zabawne, ale teraz...
Ymgrael milczał. Ani trochę nie ufał tej
istocie i najchętniej siłą wydarłby ją z umysły Pygraeli. Czuł
jednak różnicę w potędze jaką oboje reprezentowali – z trudem
to przed samym sobą przyznawał, ale nie miał większych szans na
wygraną. Jeżeli chciał uratować kuzynkę, nie miał większego
wyboru, jak wysłuchać tego, na kogo jeszcze przed kilkoma minutami
polował i choć rozważyć udzielenie mu pomocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz