[...]
Dłonie cierpły od siarczystego
mrozu, drażniącego skórę tak straszliwie, jakby polano ją
kwasem. Ymgrael w pierwszej chwili miał trudność by zebrać myśli,
zaskoczony warunkami, w jakich się znalazł. Proste zaklęcie
odcięło go magiczną bańką od warunków atmosferycznych, które
jednak pozostawiły w jego umyśle wyjątkowo nieprzyjemne uczucie.
Jeszcze przez krótką chwilę odruchowo rozcierał dłonie,
intuicyjnie rozgrzewając je.
Sceneria snu księżniczki była
wyjątkowo ascetyczna. Półmrok panujący na lodowym pustkowiu,
dopełniała szalejąca z wściekłością burza śnieżna. Przez
pogrążone w apokaliptycznym tańcu płatki śniegu i ogólną
ciemność, zasięg widzenia był mocno ograniczony. Ymgrael ruszył
przed siebie, mając nadzieję, że trafi na coś wyróżniającego
się spomiędzy brył zamarzniętej wody.
Jego szata akolity powiewała z
każdym podmuchem wiatru, utrudniając dodatkowo chodzenie. Nie
wiedział ile trwać mogła ta wędrówka. Oddając się we władzę
snu, używając magii tylko na tyle, aby zachować kontrolę nad tym
co się dzieje i móc ze świadomością ingerować wtedy, gdy to
potrzebne, nie miał wpływu na większość rzeczy. To co robił
było bardzo niebezpieczne, szczególnie w trakcie koszmarów. Mimo
to kroczył przez opustoszałą lodową krainę dalej, samemu
obserwując wszystko jakby w połowicznym uśpieniu. W pewnej chwili
sennymi oczami zaobserwował niewyraźną sylwetkę przed sobą.
– Hej! - zawołała jego emanacja
samowolnie.
Ymgrael jeszcze bardziej wycofał
swoją świadomość, a tym samym magiczny wpływ, zostawiając
jedynie strzępy własnego „ja” w ciele przemierzającym
pustkowie.
– Ymgi? - pełnym strachu głosem
zapytała wychodząca mu naprzeciw Pygraela, widocznie nie dowierzając w to, że go tu
spotkała.
Księżniczka była pogrążona w
normalnym śnie, nie mając dostępu do własnej pamięci. Nie mogła
wiedzieć, że są tu nieprzypadkowo. Gdy ciało Ymgraela podeszło
do niej, świadomość akolity odnotowała, że księżniczka jest
wychłodzona, a jej skóra w wielu miejscach przybrała już pierwsze
symptomy odmrożenia. Zdając sobie sprawę, że musi jak najbardziej upodobnić się do naturalnej części sennych mar, z niechęcią zdjął zaklęcie ochronne z
własnej emanacji, która zgięła się w pół, gdy przeszył ją
mróz. Ymgrael, mimo stanu w jakim się znajdował, czuł to samo.
Jak człowiek zawieszony między jawą a snem, leżąc w swym łożu
ze świadomością tego, lecz wciąż nie mogąc wyrwać się z objęć
kreacji własnych koszmarów.
– On tu jest – Pygraela jęknęła
ze strachem, łapiąc kuzyna za przedramię i patrząc mu w oczy.
– Kto? Co?! - z lękiem
równym jej i bez woli świadomości zapytało ciało Ymgraela, gdy
Pygraela pociągnęła go za sobą.
Biegnąc wciąż przed siebie, ślizgali się na bryłach lodu, zanurzali po kolana w spiętrzonych przez
wiatr zaspach śnieżnych i czuli wciąż to samo, nieodparte
wrażenie osamotnienia, zaszczucia oraz bezkresności. Tak jak na początku, teraz również czas
przestał grać rolę. Ymgrael zaczynał odczuwać już zmęczenie
utrzymywaniem się w takim stanie. Było to zdecydowanie bardziej
męczące, niż normalne przebywanie w cudzym śnie. Wiedział, że
długo już nie da rady obserwować wszystkiego w roli, jaką
narzucała na niego konieczność realizacji planu. Na jego szczęście
– i ku trwodze sennych przejawów obojga Jaaranohów – okolicę
przeszył w końcu upiorny gwizd, na który Ymgrael tak czekał.
Spod skruszonego nagle lodu
wydobyła się czarna sylwetka podobnego do wielkiego pająka stwora.
Początkowo pochylony, wyprostował się na swych długich,
włochatych odnóżach, ukazując pełnię grozy, jaka biła od jego
zdeformowanego pyska. Ymgrael miał szczerze dosyć tych wszystkich
obrazów śmierci i rozkładu, jakie widział od czasu odwiedzenia
Doliny Śmierci, musiał mimo to przyznać, że stylizowane na
umarłego, gnijącego pająka robiło największe wrażenie ze
wszystkich monstrów, jakie widział w ostatnich dniach. Nie był do
końca pewny czy główną zasługę w tym ponosi upiorny wygląd
potwora, jego ponad trzymetrowa wysokość, czy pierwotny lęk przed wszystkim co przypomina jego nieszkodliwych kuzynów, znanych z
łapania małych owadów w swe sieci.
Pygraela zaczęła się cofać,
co w ślad za nią zrobił także Ymgrael. Ciało akolity nie zaszło
jednak daleko. Pająk błyskawicznie znalazł się obok zabłąkanych
na pustkowiu nieskończonego mrozu. Ksieżniczka zdążyła jakimś cudem
odskoczyć od włochatej nogi, akolita nie miał jednak tyle
szczęścia – schwytany w pół, uniesiony został ku górze, zawisając następnie na wysokości odrażającego pyska nieumarłej istoty.
Wszystko co po tym nastąpiło, stało się podczas
trwania jednej, krótkiej myśli, przepełnionej determinacją i lękiem o własne życie.
[...]
PS: Przypominam również zainteresowanym o trwającym konkursie, w którym można wygrać egzemplarz Rady Ognia. Zasady udziału są bardzo proste, warto więc zapoznać się z tematem pod tym postem: KLIK! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz