[...]
Chłodny powiew wiatru wdarł się
przez otwarte okno, poruszając jedwabną firaną. Ożywczy zapach
nocy sięgnął potężnych rozmiarów łoża, na którym leżał
akolita. Po tym, jak zakończyli seans we śnie księżniczki
Pygraeli, Ymgrael nawet nie przebierał się. W swej uczniowskiej
szacie Fantasmagoryka położył się na meblu, który przez
większość życia służył mu za posłanie. Zaskoczyło go, z jaką
łatwością po ponad roku nieobecności w pałacowych komnatach,
odnalazł się w tym miejsc. Zupełnie jakby nigdy nie opuścił
dworu.
Akolita wpatrywał się w ozdobny
baldachim, myśląc nad tym, co ujrzeli niedawno w umyśle jego
kuzynki. Przy okazji próby połączenia faktów w jedną, spójną
całość, ponownie zastanawiał się, czemu nie powiedział
Kahyssowi i Neranie o obcym, który wdarł się do jego umysłu parę
dni wcześniej wewnątrz snu plugawca. Miał nieodparte wrażenie, że
koszmary Pygraeli są z tym powiązane. Minęła niemal godzina,
odkąd położył się w bezruchu, analizując to, co wiedział i czekając aż zmorzy go sen. Ten jednak nie przychodził, blokowany przez natłok myśli. A choć Ymgrael mógł przy pomocy magii udać się do krainy
marzeń sennych, nie czynił tego. Chciał działać, sprawdzić
prawdziwość własnych teorii.
Zapukał, a nie słysząc odzewu
z drugiej strony drzwi, uchylił je nieco, zaglądając do środka.
– Pyga, nie obudziłem? - zapytał
odruchowo.
– Żartujesz, prawda? -
Księżniczka zaśmiała się słabym głosem. - Taktem to kuzynie
nie grzeszysz!
– Wybacz – zmieszał się
Ymgrael. - Mogę wejść?
– Wchodź, miło dla odmiany mieć
gościa o tej porze. Zwykle noce spędzam sama, czasem tylko
towarzystwa dotrzyma mi Kan.
Ymgrael zamknął za sobą drzwi,
idąc przestronną komnatą w kierunku półleżącej Pygraeli. Był
pod wrażeniem, że jej brat poświęcał jej tyle uwagi. Jako
dziecko, Kangrael był dosyć wyniosły, jak większość członków
panującego rodu. Ymgraela cieszyło, że kuzyn bardziej
upodobnił się do swej siostry, znanej z dobroci serca i rzadkiej u
Jaaranohów otwartości. Ich ojciec, książę Gisgrael, na pewno nie
był tym faktem pocieszony, ale Ymgrael wątpił czy wuj w ogóle wie
o zmianie jaka zaszła w nastolatku. Brat Księżnej zdawał się
zbytnio pochłonięty intrygami na dworze, by przywiązywać - większą
niż niezbędna - uwagę swoim dzieciom.
– Jak ci tam, w wielkim świecie?
- zapytała Pygraela, gdy jej kuzyn usiadł na ręcznie dekorowanym
krześle.
– Pomału do przodu. - Ymgrael
uśmiechnął się. - Jeszcze sporo nauki przede mną zanim zostanę
formalnie Fantasmagorykiem. Ale są już pierwsze prywatne sukcesy,
więc nie jestem jakimś tam żółtodziobem.
– Coś tam słyszałam –
Pygraela zatopiła się plecami w puch poduszek. - Twojej matce na
bieżąco składają relacje z postępów „najzdolniejszego z
akolitów”, jak cię ostatnio prezentują. Przyznam, że i mnie
zaimponowały osiągnięcia Ymgiego. Dalej nazywają cię
„dziedzicem”?
– Niestety. - Ymgrael skrzywił
się na dźwięk przezwiska, jakim ochrzcili go akolici. - Niektórzy
zawsze widzą w człowieku kogoś, kto obecną pozycję zawdzięcza
pochodzeniu, a nie swoim umiejętnością.
– Są zazdrośni. To tylko Ludzie.
– To aż Ludzie, Pyga – Ymgrael
powiedział bardziej stanowczo niż zamierzał. - Zamiast skupiać
się na głupotach, mogliby spożytkować dany im rozum na zrobienie
czegoś ze swym życiem. Jeszcze nikt, kto żyje cudzym, nie zaszedł
daleko.
– Są głupcami, to czyni ich
Ludźmi. – Pygraela zaśmiała się, po czym spojrzała z
rozbawieniem w oczy Ymgraela. - A ty, o mądry akolito, jesteś
głupcem?
– Pytasz czy wciąż jestem
człowiekiem, czy też już całkiem oddałem się Fantasmagorii? -
Ymgrael odpowiedział mrużąc lekko oczy.
Księżniczka milczała,
przypatrując mu się badawczo. To właśnie za takie rozważania
Ymgrael lubił konwersacje z nią. Brakowało mu tego w ostatnich
miesiącach.
– Nie wiem. - Westchnął. - Chcę
jak najszybciej zgłębić arkana tej sztuki, posiąść wiedzę, o
której wiedzą nieliczni. I w końcu zwrócić Verngraela światu.
Ale czasami...
– Masz dosyć?
– To nie tak... - odpowiedział. -
Czasami nie wiem czy podołam. Znasz mnie, prę do przodu nie
oglądając się za siebie. Ale tego wszystkiego jest tak dużo.
Fantasmagoria, jej miejsce w Wieloświecie, odłamy magii, różnice
w snach różnych gatunków...
– Dasz radę – Pygraela chwyciła
za dłoń kuzyna. - Pomyśl co cię czeka ze strony matki, jeżeli
się poddasz!
– Nie strasz – akolita
uśmiechnął się lekko.
Siedzieli przez chwilę w
milczeniu. Ymgrael przyglądał się zmęczonej twarzy księżniczki,
wracając znów myślami do celu, w jakim tu przyszedł. Czuł
niepokój na myśl o tym, co chciał zrobić, ale musiał spróbować.
Sam przed sobą przy tym się tłumaczył, że nie robi nic złego,
nie informując zawczasu Kahyssa i Nerany o swoich zamiarach i
podejrzeniach. Chciał uwolnić Pygraelę od dręczących ją
koszmarów. I aby to właśnie on był tym, który zwróci
jej spokojny sen.
– Ustaliliście coś na temat
mojej klątwy? - zapytała, jakby czytała mu w myślach.
– Nie jestem pewny, czy to
rzeczywiście jest klątwa, Pyga...
Kuzynka spojrzała na niego
pytająco, ale nie ponaglała. Widziała, że gorączkowo nad czymś
myśli. Gdy Ymgrael ponownie spojrzał jej w oczy, miał zaciętą,
pełną zdecydowania minę.
– Myślę, że wiem co jest
powodem tych koszmarów. Czy mogę raz jeszcze wejść do twoich
snów? Wiem, że mieliśmy rano wraz z Mistrzem i moją przyjaciółką
powtórzyć sesję, ale myślę, że bez nich zrobię więcej, nie
myśląc o ewentualnych konsekwencjach samowoli.
– To brzmi, jakby to było
niebezpieczne...
– Każde wejście do cudzego snu
jest niebezpieczne, Pyga. Nie musisz się zgadzać. W końcu jestem
tylko akolitą. - Ymgrael wciąż patrzył na nią w ten sam, pewny
siebie sposób, co trochę nie harmonizowało z tym, co mówił.
– Bardzo pysznym akolitą –
uśmiechnęła się lekko. - Zgadzam się, Ymgi. - Dodała po chwili.
– Jesteś pewna?
– Tak. Uratuj mnie, jak tego
chłopa z Bezdrzew – niemal wyszeptała.
Ymgrael wstał powoli, wciągając
mocniej powietrze. Wiedział co chce zrobić. Wiedział, że czyni to
dla bliskiej mu kuzynki. Ale wiedział również, jak wiele sam
skorzysta, gdy już dopnie swego.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz