Już jutro premiera Rady Ognia, w związku z czym przygotowałem dla Was małą niespodziankę, w postaci krótkiego opowiadania, którego akcja ma miejsce tuż przed początkiem właściwej książki. Spoilerów tam nie uświadczycie, więc można śmiało czytać (oczywiście tekst nie był poprawiany przez profesjonalnego redaktora, więc przepraszam za ewentualne błędy językowe). :)
Przy okazji chciałbym Was zapytać, co sądzicie o pomyśle zwiększenia nieco aktywności na blogu, poprzez takie właśnie dodatkowe materiały? Mogłyby dotyczyć zarówno Świata Dwunastego, bo tak nazywa się całe uniwersum Rady Ognia, jak również tego, który znacie z Fantasmagorii. Mam tu na myśli przede wszystkim opowiadania, charakterystyki postaci, rozszerzoną wersję leksykonu (i w ogóle pojawienie się takiego do Fantasmagorii), może coś jeszcze. Wszelkie tego typu posty pojawiałyby się raczej nieregularnie, zależnie od swojej objętości i czasu, jaki zajmie ich przygotowanie. Jeżeli koncepcja Wam się podoba, dajcie znać w komentarzach. :)
A tymczasem oto co robił Maks, zanim trafił na karty książki:
Tuż przed...
Lekki i ożywczy
powiew wiatru zmierzwił włosy mężczyzny wychodzącego z budynku
uniwersytetu, a blask słońca oślepił na chwilę jego oczy,
przyzwyczajone do znacznie ciemniejszego wnętrza gmachu. Dzień był
wyjątkowo pogodny – jak na miejsce, w którym deszcz pada raz na kilkanaście tygodni, na krótko pobudzając ubogą roślinność do gwałtownego wzrostu – dlatego Wetrom ten tym
bardziej cieszył się, że zakończył już zajęcia.
Maksymilian Lree
ruszył wzdłuż ogrodzenia uczelni, zmierzając na przystanek
komunikacji miejskiej. Archaiczny środek transportu, jaki stanowiły
autobusy z napędem kołowym, można było spotkać już na bardzo
nielicznych koloniach, należących do Federacji Wetromów, na
planecie Staron trzymały się jednak dzielnie. Jak wszystko inne, co
wszędzie indziej uznawano za przeżytek, czy wręcz relikty
zapomnianej epoki, na tym skalisto-piaszczystym globie przeżywałyby
niemalże swój renesans, gdyby nie ogólnie zły stan większości z
takich sprzętów. Nowoczesna technologia mimo to docierała na
powierzchnię Staron, choć w znikomych ilościach.
Zdezelowany,
terkoczący bus podjechał o czasie, zabierając Maksa i troje innych
pasażerów. Młody mężczyzna siadł pod jednym z okien, brudnych od
starego kurzu i pyłu. Patrząc na przemykające mu przed oczami
widoki zaniedbanych osiedli, obdartych z tynku budynków i pochłanianych przez rdzę pojazdów kołowych – pomiędzy którymi tylko od czasu do czasu
przemykał jakiś zasilany napędem antygrawitacyjnym – rozmyślał
o planach na ten dzień.
Wbrew życzeniu
swojej matki, miał zamiar udać się do znajomego, którego kobieta
zwyczajnie nie znosiła. Emalo mieszkał w niebezpiecznej okolicy,
samemu też świętym nie będąc. Maks mimo to lubił towarzystwo
starszego o dwa lata chłopaka, z którym chodził do jednej klasy w
szkole średniej. Nie raz wspólnie pakowali się w tarapaty. Nie raz
też musieli ryzykować jeszcze większymi problemami, by wydostać
się z poprzednich. Emalo nie był znajomością na lata, nie był
nawet przyjacielem. Maks doskonale o tym wiedział. Teraz jednak
wspólne włóczenie się po mieście, wydawało mu się dobrym
sposobem na zabicie codziennej nudy. Musiał jakoś odreagować
ostatnie dni spędzone na wydziale chemii - kierunek, na który trafił tylko przez dostępność miejsc - i ciężkie
kolokwium, którego na pewno nie zdał. A że później będzie miał
przez to problemy z udobruchaniem matki? Miał nadzieję, że po
spotkaniu z Emalo, mimo wszystko będzie to jego jedyny problem...
Mijały kolejne
minuty, w czasie których autobus opuścił granice miasta Kae,
kierując się do pobliskiego Pag. Na całym Staron było
niebezpieczne, ale to właśnie w aglomeracjach takich jak Pag –
neutralnych miejscowościach, stanowiących tygiel kulturowy tworzony
przez przedstawicieli Ganwików, Oekletho i Ludzi, zwanych przez
pozostałe gatunki zwykle Wetromami – najbardziej trzeba było na
siebie uważać. W teorii miasta te były pod protektoratem gatunku,
na terytorium którego się znajdowały – w przypadku Pag,
gwarantem bezpieczeństwa miały być siły lokalnej komórki
S.W.O.R.P. - ale służby porządkowe zawsze musiały w końcu
odstąpić i pozwolić regulować życie mieszkańców im samym i
licznym gangom, które ci zwykle tworzyli. Może właśnie dlatego
Maks lubił odwiedzać Emalo, mieszkającego w Pag. Adrenalina,
jakiej mu to dostarczało, była niemal uzależniająca.
Błękit Wielkiego Morza Egerdel urozmaicał buro-brązową okolicę,
tak charakterystyczną dla całej planety. Rachityczna roślinność,
która w zdecydowanej większości miejsc na Staraon przez większość
czasu trwała w swoistym uśpieniu, ożywiając się w okresach
rzadkich deszczów, w pobliżu tego zbiornika wodnego zdawała się
być odrobinę bardziej bujna. Pag leżało przy samym wybrzeżu,
towarzysząc ulokowanym tu i ówdzie ośrodkom wypoczynkowym, usilnie
stroniącym od przynależności do neutralnego miasta. Tworzyły niekiedy małe wioski nastawione niemal wyłącznie na turystykę,
okazyjnie wspierając się rybołówstwem. I choć produkcja żywności
– również tej mającej pochodzenie wodne – nawet na Staron była
zautomatyzowana i skupiona w wielkich fabrykach, zaopatrujących całe
rzesze ludności, pokarmy oznaczone łatkami takimi jak "organiczne",
czy "naturalne" cieszyły się niesłabnącym
zainteresowaniem. Pag z resztą samo w sobie stanowiło atrakcję
turystyczną, choć raczej z gatunku tych dla osób o mocnych
nerwach. W skali całej Federacji, takie neutralne aglomeracje były
swego rodzaju ewenementem, miejscem przyciągającym uwagę.
Bus wjechał do miasta jedną z głównych arterii, sunąc za
korowodem zdezelowanych aut osobowych. Kolejne zabudowania, wykonane
zgodnie z myślą architektoniczną Wetromów, przesuwały się za
oknem, ukazując obraz nędzy, ulic opanowanych przez gangi i
wszechobecnego zaniedbania. Prześladowania przedstawicieli jednej
rasy przez drugą, potyczki na pięści, czy rozbojów w biały
dzień, były tu na porządku dziennym. Aż dziw brał, że sytuacja
z Pag nie przenosiła się na tereny sąsiednie, w tym planetarną
stolicę Wetromów - Kae. Poza miastami neutralnymi sytuacja była
jednak kontrolowana żelazną ręką przez S.W.O.R.P. i ich
odpowiedniki na terytoriach Ganwików czy Oekletho, a wszelkie
zorganizowane formy przestępczości ścigane. Zawsze gdy zmieniała
się władza, nowi kandydaci przedstawiali projekty szeroko
zakrojonych zmian i zapewnienia bezpieczeństwa na terytorium
neutralnych miast, ale po wyborach zawsze też kończyło się jedynie na
powtarzaniu o zagrożeniach tam czyhających i odwiedzaniu takich
terenów na własne ryzyko. Pag i mu podobne miejsca trwały
niezmiennie w swej formie od stuleci, co najwyżej zajmując z czasem
coraz większe tereny i nic nie zapowiadało, by miało się to
zmienić.
Autobus zatrzymał się w w głębi Pag, wypuszczając część
pasażerów. Maksymilian wysiadł, stając na spękanej kostce
brukowej i wciągając charakterystycznie pachnące powietrze,
napływające znad morza. Młody Wetrom ruszył pewnym krokiem przed
siebie. W Pag nie należało stać zbyt długo w jednym miejscu,
nawet w takich miejscach jak przystanek komunikacji miejskiej.
Stwarzało to zagrożenie zwrócenia niechcianej uwagi, lub co gorsza
bycia posądzonym o pracowanie dla któregoś z tutejszych gangów w
charakterze dilera. W tych silnie scentralizowanych ugrupowaniach
każdy znał każdego, a pojawienie się kogoś nieznajomego,
potencjalnie wykonującego taką właśnie pracę na nie swoim
terytorium, mogło różnie się skończyć.
Maks czuł się obserwowany. To uczucie towarzyszyło mu za każdym
razem, gdy przyjeżdżał do Pag. Lubił je, paradoksalnie dodawało
mu odwagi, wzmagało czujność. Nie mogąc się już doczekać
dotarcia do domu Emalo, co chwilę mijał kogoś po drodze. Każdy
Oekletho, którego spotkał, ignorował go. Nie dziwiło go to.
Oekletho, o ile nie należeli do wąskiego grona przedstawicieli tej
rasy obdarzonych inteligencją normalnego poziomu, zwykle w Pag
służyli za gońców, sług, czy po prostu niewolników,
wykonujących ślepo powierzone im zadania. Gorzej sytuacja
przedstawiała się z innymi Ludźmi, czy Ganwikami. Wetromowie w
większości również nie zwracali szczególnej uwagi na
Maksymiliana, obrzucając go tylko przelotnym spojrzeniem – ot tak,
by upewnić się, że nie stanowi dla nich zagrożenia. Był w końcu
"swój". Nieliczni, którzy okazywali mu więcej uwagi,
widoczni byli zwykle z daleka przez swoje zachowanie. Im oraz
wszystkim napotkanym Ganwikom, Maks po prostu starał się schodzić
z drogi. Miał już kiedyś nieprzyjemność wpadnięcia na
tutejszego Ganwika. Na każde wspomnienie tego zdarzenia, młody
Wetrom niemalże znów czuł ból w miejscu, gdzie wówczas uderzyła
go masywna pięść olbrzyma. Fizycznie, Ganwikowie nie mieli sobie
równych.
Skręcając w jedną z wąskich uliczek, ciasno upchanych między
wysokimi budynkami, które w każdym innym mieście byłyby
podręcznikowym przykładem ruin, Maks zastanawiał się nad tym, co
dzisiaj będą robili wraz z Emalo. Ostatnim razem zwiedzali część
miasta zamieszkałą głównie przez Oekletho. Sam nie był
zwolennikiem jakiejkolwiek formy prześladowań rasowych, niemniej do
dziś z rozbawieniem wspominał żarty, jakie Emalo stroił
napotkanym istotom. Ponadto zwiedzanie zabudowań zamieszkałych
przez Oekletho, nawet jeżeli nie mających nic wspólnego z
konstrukcjami, które ta rasa normalnie wznosiła, miało swój urok.
Maksymilian chętnie odwiedziłby tego dnia analogiczną część
miasta, zamieszkałą przez Ganwików. To niosło ze sobą dodatkowy
zastrzyk adrenaliny, a tego właśnie młodzieniec teraz potrzebował.
Nagłe uderzenie czymś ciężkim w tył głowy i ciemność
zalewająca umysł wraz z utratą przytomności, przerwała
rozmyślenia Maksymiliana.
Już się nie mogę doczekać jutra :)
OdpowiedzUsuńMiło Cię widzieć. ;)
UsuńA co sądzisz o dodatkowych materiałach do obu powieści? Chętnie czytałabyś rozszerzające uniwersa opowiadania, albo teksty mniej fabularyzowane, a bardziej nastawione na opisywanie miejsc akcji, historii, postaci i innych? :)