[...]
– Czy podróż minęła bez
przeszkód? - zagaił Gisgrael Jaaranoh, gdy wraz z Kahyssem i
akolitami znaleźli się poza salą tronową.
Mistrz Kolektywu spojrzał krótko
na Ymgraela, niewątpliwie wspominając - wciąż brzemienne w
skutkach dla akolity – spotkanie z plugawcem zamieszkującym Dolinę
Śmierci.
– Bez najmniejszych –
odpowiedział cierpko Ymgrael, gdy Kahyss już otwierał usta by
wspomnieć o tej bolesnej przygodzie.
Biel zębów, które wuj Ymgraela
dzielnie prezentował w szerokim uśmiechu od dłuższej chwili
zaczynała irytować najmłodszego z trzech idących razem mężczyzn. Znał Gisgraela zbyt dobrze, by darzyć
go cieplejszymi uczuciami, szczególnie, że ich ostatnia rozmowa
była co najmniej burzliwa.
– Cieszę się – rzekł Gisgrael
z niezmienną miną, kierując teraz błękit swych oczu na Ymgraela.
- Mylę się, czy zmężniałeś przez ostatnie kilkanaście
miesięcy, książę?
– Ja bym powiedziała, że spasł
się! Był chudszy jak się poznaliśmy – pół żartem, pół
serio wtrąciła się Nerana, krytycznym wzrokiem mierząc ubranego
odświętnie Ymgraela i niosąc w dłoni swoją tudu. Teraz, gdy
odeszli sprzed oblicza Księżnej, denerwujące ją nakrycie głowy
nie miało nadziei na powrót na fale włosów dziewczyny.
– Taki jest efekt opuszczenia
wygodnego życia na dworze – powiedział Ymgrael z poważną miną,
patrząc w dal zdobionego korytarza, którym szli. Po zapadłej
ciszy zdał sobie sprawę, że Gisgrael nie zrozumiał subtelnej
aluzji. - Teraz coś robię, wuju. Wiesz, chodzę, biegam. I jem.
Już nie tylko te wasze kiełki, które matka uważa za lekarstwo na
chyba całe zło świata. Spróbuj kiedyś, zamiast tego co robisz
na co dzień.
Niespodziewanie Nerana roześmiała
się na cały głos, nie zwracając uwagi na spojrzenia nielicznych
gwardzistów i kilku arystokratów, którzy także przemierzali jedną
z głównych arterii Pałacu Letniego. Ymgrael z kolei uśmiechnął
się pod nosem w odpowiedzi na jej reakcję – wiedział, że
właśnie zapunktował w oczach nieznoszącej wyższych sfer
przyjaciółki. Kahyss zaś, najwyraźniej słusznie domyślając się
jakie są relacje Ymgraela i Gisgraela i nie chcąc dopuszczać by
zaszło to za daleko, zwrócił się jakby nigdy nic do siwego
mężczyzny.
– Książę Gisgraelu, a jak miewa
się szlachetna Pygraela? Księżniczce nie poprawiło się od
czasu naszych ostatnich prób?
Uśmiech Gisgraela - choć wciąż
obecny na jego starannie ogolonej twarzy – nieco przygasł,
korelując z ledwo zauważalnym błyskiem złości w oczach, którego
adresatem był Ymgrael. Mężczyzna drgnął nieznacznie na dźwięk
imienia córki.
– Niestety, skarży się, że jest
coraz gorzej. Miejmy nadzieję, że dzisiaj się to odmieni –
Gisgrael odpowiedział Kahyssowi. - Rozumiem, że osobiście
będziesz dokonywał uzdrowienia, Mistrzu?
– Zrobimy to razem – Kahyss
powiedział, patrząc na idących obok akolitów. - Bardzo liczę na
pomoc Nerany i Ymgraela. Oboje dowiedli już swoich umiejętności w
sztuce Fantasmagorii.
– Niewątpliwie – z tym samym,
nieskazitelnym i niezmiennym uśmiechem rzekł Gisgrael, patrząc na
siostrzeńca, który od razu wyczuł niedowierzanie ze strony wuja.
Na dłuższą chwilę zapadła
cisza, podczas której skręcili kilka razy w inne korytarze, weszli
parę pięter wyżej, a na koniec przeszli - wykonanym z wytrzymałego,
a przy tym idealnie prześwitującego kryształu - łącznikiem,
zespalającym dwie z siedmiu wież pałacowych wysoko ponad ziemią.
Ymgrael dobrze znał tę trasę. Prowadziła nieco okrężną, ale
rzadziej uczęszczaną drogą do komnat zajmowanych przez Gisgraela i
jego rodzinę. W końcu Nerana nie wytrzymała przeciągającej się
ciszy, której Kahyss wolał nie burzyć, by nie ryzykować sprzeczki
między ich gospodarzem i Ymgraelem, ten ostatni natomiast traktował
brak dyskusji jako wygodną wymówkę, by powspominać wydarzenia,
które łączyły go z tymi czystymi jak lico jego rodzicielki
korytarzami.
– Muszę zapytać, bo zwariuję!
Wy naprawdę jesteście rodem „jednego imienia”?! Myślałam, że
to tylko żarty z dworu w Erji! - dziewczyna patrzyła to na
Ymgraela, to na Gisgraela, którzy również wymienili spojrzenia.
– Panienka ma na myśli
powtarzający się człon imion -grael? - na pozór uprzejmie
upewnił się Gisgrael.
– Nie, skąd ci to do głowy
przyszło, wuju? - Ymgrael zakpił. - Nera, to stara tradycja.
Wszyscy z rodu Jaaranohów, w tym każdy kto wejdzie w związek z
członkiem naszej familii musi mieć imię złożone z tego członu.
– To musi zabawnie brzmieć, jak
się grupowo przedstawiacie – Nerana zaśmiała się, patrząc
wyzywająco w oczy Gisgraela, któremu nieco przygasł uśmiech,
goszcząc z kolei na twarzy Ymgraela.
– E tam, zabawniej jest jak
podczas rożnych oficjalnych okazji dokonuje się prezencji członka
rodu z wymienieniem jego rodziców i męskich przodków na cztery
pokolenia wstecz. Bo oprócz tego głupiego -grael, mamy ograniczoną
pulę przedrostków definiujących kto jest kim. Mnie zawsze
prezentują mniej więcej tak: książę Ymgrael syn Hyngraela i
Mevgraeli, potomek Ymgraela, Hyngraela, Kangraela i Hyngraela.
Nerana, nawet nie próbując
zachować powściągliwości w obliczu, jakby nie patrzeć, poważnej, wielowiekowej
tradycji rodu panującego od stuleci, roześmiała się na cały
głos. Ymgrael lubił gdy tak się śmiała. Jej włosy falowały
wtedy wraz z drżeniem całego ciała, a na policzki wstępował
niewielki rumień.
– Wuju, a ciebie jak prezentują?
- Ymgrael zagadnął Gisgraela.
Kahyss głębiej wciągnął
powietrze, wiedząc do czego zmierza akolita. Książę jednak nie
dał się wyprowadzić z równowagi. Uniósł dumnie głowę i
wyrecytował ze słabszym, wyraźnie już wymuszonym uśmiechem:
– Książę Gisgrael, syn Ymgraela
i Leagraeli, potomek Ymgraela, Ymgraela, Ymgraela i Ymgraela –
duma z pochodzenia wręcz wylewała się ze słów Gisgraela
Jaaranoha.
Nerana natomiast zaniosła się
niekontrolowanym, niemal spazmatycznym śmiechem. Ymgraela też
zawsze śmieszyli mono-przodkowie wuja, do tego mający właśnie
imię jego nielubianego siostrzeńca. I choć nabijał się z tego
przy każdej możliwej okazji – czerpiąc dodatkową przyjemność
na widok dumy z pochodzenia, którą za każdym razem prezentował
Gisgrael - kilkanaście miesięcy przerwy od ostatniej takiej
sposobności i w nim wywołały większe niż zazwyczaj rozbawienie.
Cieszył się, że choć księżniczka Pygraela uniknie tak
jednolitej imiennie linii rodowej.
Po chwili, gdy śmiech Nerany
powrócił do kontrolowanego przez nią natężenia, stanęli przed
bogato zdobionymi, wysokimi na trzy metry wrotami, prowadzącymi do
komnat, gdzie oczekiwała na nich Pygraela, a wraz z nią, z
pewnością również syn Gisgraela, Kangrael. Ymgrael ucieszył się
na myśl, o ponownym spotkaniu z kuzynem. Z lepszym niż jeszcze
przed godziną humorem, przeszedł przez drzwi z drogiego drewna.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz