[...]
Ymgrael opuścił chatę w
towarzystwie swoich przyjaciół. Jednak w przeciwieństwie do nich,
młody akolita ponownie był widoczny dla oczu mieszkańców wsi. W
swojej brązowo-szarej szacie powodował co najmniej niepokój u
miejscowych, a jego wcześniejsze zniknięcie blisko pnia wielkiego
dębu i ponowne pojawienie się teraz spory kawałek od tego miejsca,
tylko potęgowało ten efekt. Popłoch w jaki wpadali chłopi –
nawet ci usiłujący zbadać przy pomocy wideł miejsce, w którym
się Odciął – byłby dla Ymgraela nawet zabawny, gdyby nie
świadomość tego, co ma zamiar zrobić. Choć pewny co do
postanowienia, czuł zdenerwowanie. Nie przywykł do takich reakcji
ludzi na jego widok, a czujne spojrzenia wszystkich trzech Mistrzów
Kolektywu Fantasmagoryków i pozostałych akolitów tu obecnych wcale
nie pomagały. Doskonale wiedział, że najbliższe minuty zadecydują
o dalszych losach co najmniej dwóch osób: chłopa Boba i jego. Zbyt
wiele od tego zależało, by porażka wchodziła w grę.
Wciągając głębiej rześkie
powietrze, powtarzał w myślach słowa klątwy i zestawiał je z
tym, czego dowiedział się podczas wyprawy do Bezdrzew. Reakcja
Nerany i Jamlena na jego pomysł była, bądź co bądź, prawidłowa.
Nikt o zdrowych zmysłach nie cieszyłby się na myśl o pomocy mu w
takim przedsięwzięciu, nawet pomijając wszystkie okoliczności. Z
ponurymi minami, przyjaciele Ymgraela kroczyli za nim. Oboje mieli
naciągnięte na głowy kaptury, zgodnie z ustaleniami.
Po przejściu kilkudziesięciu
metrów, gdy znajdowali się na niewielkim wydeptanym placyku,
pełniącym rolę tutejszego rynku, Nerana bez słowa oddzieliła się
od nich, kierując się do górującego nad nimi, zakorzenionego tuż
obok dębu. Stojąc w cieniu rzucanym przez potężną koronę
drzewa, Ymgrael obserwował jak dziewczyna podchodzi do pnia, stoi
chwilę w bezruchu, a następnie powoli unosi się w powietrze, jakby
nagle przestała na nią działać grawitacja. Proste zaklęcie –
jedno z podstawowych, których uczono nowych akolitów – pozwoliło
jej łagodnie i bezpiecznie dostać się na jeden z grubszych
konarów, wysoko nad ziemią. Nerana usiadła na grubej gałęzi jak
tylko się tam znalazła. Kurczowo trzymała go obiema dłońmi i
patrzyła z wyrzutem na Ymgraela – jak każdy z tu obecnych
akolitów potrafiła lewitować, ale wyjątkowo tego nie lubiła.
Choć nigdy tego wprost nie przyznała, Ymgrael był pewien, że
długowłosa brunetka wzrokiem obdzierająca go teraz ze skóry,
cierpi na lęk wysokości.
Widząc, że Nerana siedzi
bezpiecznie w wyznaczonym miejscu, Ymgrael rozejrzał się po
okolicy. Tak jak się tego spodziewał, chłopi pozamykali się w
chatach, ukradkiem spoglądając na niego przez niewymiarowe okna i
inne otwory chat. Mistrzowie Bader, Lim i Kahyss, wraz z
towarzyszącymi im akolitami, zebrali się w jedną grupę, stając
nieopodal. Podobnie jak stojący za Ymgraelem Jamlen, byli
niewidoczni dla miejscowych.
Wszyscy na
swoim miejscu,
pomyślał Ymgrael, siląc się na przybranie możliwie
najpoważniejszego wyrazu twarzy. Zaczynamy
przedstawienie!
Magicznie wzmacniając donośność
swojego głosu tak, by być wyraźnie słyszanym w każdym zakątku
Bezdrzew, wypowiedział powoli zdania, wcześniej dokładnie
przemyślane i zaplanowane na konkretny efekt:
– Nazywam się Ymgrael Jaaranoh i przybyłem do was, reprezentując i przekazując wolę Kolektywu
Fantasmagoryków! Na mocy praw nadanych przez miłościwie nam
panującego Króla Haralda z rodu Loharlów, wzywam was do
opuszczenia domostw i zgromadzenia się przede mną!
Powoli i z ociąganiem mieszkańcy
Bezdrzew zastosowali się do jego żądania. We wsi było
nienaturalnie cicho, każdy bał się zabrać głos. Choć tłum
usłuchał Ymgraela, wyraźnie było widać, że przygotowują się
na najgorsze. Mężczyźni, przeważnie uzbrojeni w widły, kosy i
inne narządzie mogące służyć za broń, oddzielili od Ymgraela
kobiety, które gromadząc się za nimi trzymały blisko siebie
dzieci. Ymgrael odczekał dłuższą chwilę, aż wszyscy podejdą,
zachowując kamienną minę i splatając ręce za sobą.
– Mieszkańcy wsi Bezdrzewy,
wysłuchajcie mnie! - Młody akolita zagrzmiał. – Do stolicy Królestwa dotarły już wieści o sytuacji waszej społeczności!
Na rozkaz Króla Haralda oraz Najwyższego Fantasmagoryka, przybywam
rozwiązać raz na zawsze ten problem!
Ymgrael zrobił przerwę,
obserwując reakcje chłopów. Zgodnie z jego zamierzeniem, zaczynali
panikować. Na razie zdradzały to tylko jeszcze bardziej
poddenerwowane spojrzenia, którymi się wymieniali i ogólna mowa
ciała. W tłumie wypatrzył młodego mężczyznę imieniem Bob. Na
jego widok po ciele Ymgraela przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Z
trudem powstrzymał się od wzdrygnięcia na myśl o tym, co zamierza
zrobić.
– Wiemy o bałwochwalczym kulcie,
który praktykujecie tu od pokoleń! – Ciągnął dalej, usiłując
zastraszyć zgromadzonych. – Prawo Królestwa i Kolektywu zabrania
tworzenia fałszywych wierzeń oraz uczestnictwa w takowych! Karą
za bałwochwalstwo jest śmierć!
Ymgrael celowo starał się
układać swoje wypowiedzi w formalny ton. Choć w oczywisty sposób
kłamał, chłopi z tak oddalonej od cywilizacji wioski nie mieli
prawa tego wiedzieć. Poza dwoma, albo trzema wyjątkami, wszyscy oni
całe swoje życie spędzili w tej okolicy. Ci nieliczni, którzy
odebrali lepsze wykształcenie i mieli okazję zaznać życia w
mieście – a wśród nich Bob – nawet jakby próbowali teraz
podważyć jego słowa, nie mieli wystarczającego autorytetu by
uspokoić swych sąsiadów.
– Panie, ale my są dobrzy ludzie!
My nie czynimy krzywd ni zwady! Politujcie! - błagalnym, drążącym
ze strachu głosem zawołał ktoś z zebranych.
Młody akolita przebiegał
wzrokiem po twarzach chłopów, dłużej zatrzymując się na Bobie.
Mężczyzna o ciemnych włosach i krzywo zrośniętym po złamaniu
nosie, był blady ze strachu.
– Winni muszą ponieść karę!
Jednakże, jeżeli wydacie nam kapłanów waszego kultu i wszystkich
czynnie zaangażowanych w szerzenie fałszywej wiary, większość
mieszkańców uniknie kary śmierci! Żądam natychmiastowego
wskazania wspomnianych osób!
Stojąc samemu naprzeciw tłumowi,
Ymgrael czuł zimny pot na karku. Nie z powodu ich przewagi
liczebnej; nie mogli mu zaszkodzić. Od ich decyzji zależała
realizacja pierwszego etapu jego planu.
Z całego serca miał nadzieję,
że odmówią.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz